Godzina 3 rano jest najlepszą godziną do podejmowania szybkich decyzji. Wyglądam całą sobą przez okno w celu sprawdzenia pogody i czując zbliżającą się jesień postanawiam ruszyć z miejsca. Najlepiej ruszyć w teren zupełnie nie znany, np. pojechać do Radomia. Jednak ze względu na słabe połączenie komunikacyjne z tym, jakże pięknym miastem, decyduję się na miejsce bliższe, znane i urokliwe. Charzykowy - czyli piechotą z Chojnic w trybie natychmiastowym.
Pies - kaganiec, kwit ze szczepieniem, żarcie i piłka. Jedziemy. Człowieków zostawiłam w spokoju, nie sądzę, żeby o trzeciej rano ktokolwiek pomyślał o tym, żeby gdzieś za chwilę ruszyć. Ale muszę kiedyś wypróbować swój zryw na paru osobnikach żądnych przygód.
Azor lubi jeździć koleją i doskonale radzi sobie ze wszystkimi zapachami kolei TLK w przeciwieństwie do swojej pańci, której się już trochę wrosło w dobrobyt popeerelowski.
Pociąg oczywiście ma spóźnienie, więc przechadzamy się po dworcu i w rozrzewnieniu spoglądam na zejście do tunelu oliwskiego dworca którym przechadzał się sam Mikulski w Stawce.
W pociągu pusto…czyli wakacje się skończyły. Słusznie zauważyłam, że nadchodzi jesień. Wysiadamy w Chojnicach. Szału nie ma. Dobre 5 minut szukam wyjścia, pies nie pomaga, ludzie gdzieś zniknęli. No doprawdy, żeby się zgubić na dworcu w Chojnicach… !
Lecimy w drogę do Charzykowych. Mijamy rozkopane ulice i zdarte chodniki. Pomnik, piwiarnię, wieżę ciśnień i babski sklepik. Ależ te Chojnice urokliwe od tej strony.
Po 2 godzinach spacerku doczłapujemy się w końcu do Charzykowych. Uwielbiam to miejsce i obiecuję sobie, że w końcu przyjadę tu latem i wypożyczę jakąkolwiek jednostką pływającą w celach wyczynowo relaksacyjnych.
Zrywa się wiatr, zaczyna kropić, ludzi brak, knajpy zamknięte, plaża pusta. Mogę puścić Azora, który od razu korzysta z wolności i zwiewa do wody i za nic wyleźć nie chce. No to ja lecę do fotografowania trzcin. A ty piesku nasączaj się wodą, potem cię wyżmę.
Trzciny robią na mnie wrażenie, urokliwie załamują się pod siłą wiatru. W oddali żaglówki kołyszą się na falach, szumi odchodzące lato w koronach drzew.
Zmęczyłam się nieco walką w wichrem i w końcu nasycona widokami pozwalam sobie na opuszczenie Charzykowych. Tyle, że w drugą stronę już idziemy na autobus. Nawet mają tutaj komunikację ze światem.
Chojnice. No i w końcu nie przejazdem, nie obok i ukradkiem przez szybę. Tylko jawnie, na nóżkach, elegancko jak prawdziwa turystka z aparatem w rączkach.
I cóż tu mamy…. Idziemy Fosą Miejską wprost do rzeźby przedstawiającej tura. Tur jest wykonany ze złomu i symbolizuje Chojnice (herb, fasada ratusza).
Następnie Brama Człuchowska (pełniąca niegdyś funkcję więzienia a później dzwonnicy)
Robi mi się niestety głodno i chwilę zastanawiam się czy nie zgłupiałam do końca, ładując się z psem do pizzerii. Jak zapytam czy mogę, to mogą nie wpuścić a jak nie zapytam to pomyślą, że myślę, że można. No więc przejęta i zmarznięta rączym truchtem lecę i zamaszystym ruchem otwieram drzwi do ciepłego lokalu. Zamawiam… miskę dla psa i pizzę. Pies oszołamia nielicznych gości i załogę kelnerską a ja oddycham z ulgą. Jak to dobrze czasem być wariatem.
Wyłazimy żegnani ze łzami w oczach przez sympatyczną obsługę. Tak, na pewno tutaj wrócimy. Wezmę następnym razem jeszcze jakieś zwierzę np. kota.
Maszerujemy do fontanny.
Następnie na kawę i szarlotkę na ryneczek, skąd mam doskonały widok na wszystko dookoła.
Kupuję jeszcze magnesik z Chojnicami i w drodze do dworca PKP idziemy jeszcze zobaczyć stadion sportowy Chojniczanki. No nie jest źle. Czysto i trawka ładnie przystrzyżona.
Ze względu na lekkie załamanie pogody i załamanie mojego nastroju, spowodowane późnym posiłkiem oraz starość przyspieszam powrót o całe 3 godziny. W ten sposób jedziemy pociągiem regio zapchanym maksymalnie. Pies nie robi już za maskotkę, bo zmęczony schował się pod siedzenie starszej wyrozumiałej pani i padł z wyczerpania.
Ja padłam nieco później zadowolona z szybkiej wycieczki i fajnych chojnickich widoków oraz z pozytywnej energii charzykowskiej. Żegnamy lato.
Aldona, jestem fanem Twoich relacji. Mam trzy pytania:
Pierwsze: Dlaczego znowu tutaj a nie na portalu?
Drugie: Dlaczego zabrakło w Twojej relacji akcentów samochodzikowych?
Trzecie: Dlaczego nie byłaś na Wyspie Miłości albo przynajmniej w najbliższej jej okolicy?:)
Godzina 3 rano jest najlepszą godziną do podejmowania szybkich decyzji. Wyglądam całą sobą przez okno w celu sprawdzenia pogody i czując zbliżającą się jesień postanawiam ruszyć z miejsca.
Znaczy wyjechałaś o trzeciej?
Twtter is a day by day war
Znaczy wyjechałaś o trzeciej
No skąd 🙂 Jakbym o trzeciej była w pociągu to już bym jednak ten Radom wybrała. O trzeciej zadecydowałam, że czas wstawać i się ruszyć. Śniadanie, fryzura, makijaż...no wiesz, to trochę czasu zajmuje 🙂
Dlaczego znowu tutaj a nie na portalu
Nie pomyślałam.... mam zaplanowany wpis portalowy w innym terminie.
Dlaczego zabrakło w Twojej relacji akcentów samochodzikowych
Nie samym samochodzikiem wszak człowiek żyje 🙂
Dlaczego nie byłaś na Wyspie Miłości albo przynajmniej w najbliższej jej okolicy
Wyspa Miłości ....czeka. Ciągle. Mam nadzieję, że jeszcze poczeka. A w okolicy byłam. Toć nałaziłam się jak na harpaganie.
No skąd 🙂 Jakbym o trzeciej była w pociągu to już bym jednak ten Radom wybrała. O trzeciej zadecydowałam, że czas wstawać i się ruszyć. Śniadanie, fryzura, makijaż...no wiesz, to trochę czasu zajmuje 🙂
OMG, o trzeciej wstałaś żeby jechać do Chojnic? Podziwiam 🙂
Twtter is a day by day war
No na portal, koniecznie!
Aldona ja też jestem fanką Twoich relacji. Jak zwykle super wpis. Świetne foty. Jachty wymiatają! Jak ja Ci zazdroszczę takiego spontana!
Pan Samochodzik był w Chojnicach?
Pan Samochodzik był w Chojnicach?
Przejazdem, w drodze do Charzykowych. 🙂
Aldona, marnujesz się! Po raz kolejny się przekonujemy, że masz talent! TY JAK NIC POWINNAŚ PISAĆ KSIĄŻKI!
Znam takich co nie umieją a piszą, a Ty masz dar i z niego nie korzystasz!
Koniecznie zrób z tego relację portalową!
I wstawaj jak najczęściej o 3.00, i jeździj gdzie tylko chcesz, bylebyś potem takie cudne relacje pisała!
I wstawaj jak najczęściej o 3.00
No dzięki 🙂 Następna wycieczka będzie rowerowa. Ale niestety znowu nie Radom.
Z przyjemnością przeczytałam Twoją relację, Aldono.
Z Chojnicami jestem związana od zawsze. Mój Tata stamtąd pochodził. Do dzisiaj mieszka tam moja babcia, ciocia, wujek i kuzyn z rodziną.
Tata grał nawet we wspomnianej przez Ciebie Chojniczance 🙂
A pizzę gdzie jadłaś? W Lagunie? Tam podobno najlepsza 🙂
No powiem, że masz ciekawe pomysły, ale o 3.00 rano to by mnie nawet bomba atomowa nie wyciągnęła z łóżka, a tobie Aldono się chce. Co z elektrownią w Żarnowcu?
No to ja po młodzieżowemu: SPONTAN RULEZ! Takie wycieczki pozostawiają najlepsze wspomnienia. To za tym się tęskni najbardziej. Pracowałem kiedyś u takiego jednego w Stanach będąc. Pytał mnie: "po co ty jeździsz w te różne miejsca?" Jak zrobiłem wielkie oczy to dopowiedział, że "jak z jakichś przyczyn nie będę mógł już jeździć, to będę za tym tęsknić i w konsekwencji będę nieszczęśliwym człowiekiem" i że "lepiej nigdzie nie jeździć". Jakże ja się z nim nie zgadzam! Tęsknota nadaje sens życiu, bo daje punkt odniesienia i częściej lub rzadziej bywa motorem działania.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!