Pewnie - jak spora część chłopaków z PeeReLu - bawiłem się w modelarstwo, doskonale znam przyjemnie kojący 😎 zapach Hermolu i Butaprenu,
Wołałem zapach hermolu:) I chyba nic nigdy nie udało mi się skleić w całości, może poza jakimś małym samolotem z kiosku ruchu.
Tak jak już pisałem, świetna robota, @Skorpionie. Na półeczce z pewnością wygląda zacnie 😉
Sam żadnych doświadczeń z modelami z kartonu nie mam, ale zawsze doceniałem cierpliwość, precyzję i zdolności manualne konstruktorów tego typu „zabawek”. U nas popularne były łodzie ze styropianu napędzane silniczkami na baterię. Cała sztuka polegała na dokładnym wycięciu nożem kadłuba, następnie dodanie kilku elementów i zamontowaniu zespołu napędowego ze śrubą 😉 W tej kwestii zebrałem pewne doświadczenia. Żałuję, ale żadna z łodzi nie przetrwała próby czasu.
Cholera Seth! Zdolna bestia z Ciebie!:) Że też ja nie wpadłem na taki pomysł kiedy moje dziewczyny bawiły się Lego. Było w domu tyle różnych zestawów, że surowca by nie zabrakło. Nie wiem tylko czy bym podołał.
Seth, Twój model ludzie z netflixa mogliby wykorzystać jako inspirację! 😉
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
W sensie opisu i osiągów to faktycznie dosyć często. Bo fizycznie raz, po schwytaniu Fantomasa.
Do dziś nie rozumiem, dlaczego?
Biorąc pod uwagę co do niego tankował i jak traktował swój pojazd to i tak dziwne, że tylko raz wymieniał silnik 😉
W latach 50. Ferrari w drogowych samochodach stosowało przekładnie 4-biegowe (później zaczęto dokładać tzw. nadbieg). Dopiero w latach 60. w samochodach drogowych tej marki pojawiły się przekładnie 5-biegowe. Problem w tym, że wuj Gromiłło coś namieszał w tej przekładni, dodał przełożenia do pływania po wodzie i to wszystko przestało mieć jakikolwiek sens 🙂
Warto też pamiętać, że po Polsce jeździły wówczas 3-biegowe Warszawy czy Żuki. Ba, nawet Mustang był dostępny z trzy- i czterobiegową przekładnią.
Ferrari 410 Superamerica miało premierę w 1956 r. podczas salonu samochodowego w Brukseli. Wcześniej zostało jednak zaprezentowane w 1955 r. w Paryżu jako goła rama z silnikiem. Być może Nienacki zobaczył gdzieś takie zdjęcie - np. we wspomnianym Motorze, lub podczas jakiegoś wyjazdu zagranicznego - i to ono mogło zainspirować go do wymyślenia wehikułu?
Pod koniec 1958 r. w Paryżu zaprezentowano serię III (seria II chyba nie była jakoś komunikowana - generalnie Ferrari wprowadzało poprawki do swoich modeli w trakcie ich cyklu produkcyjnego, nie ogłaszając tego jakoś szeroko).
Mocno wątpliwe, żeby powieściowy Włoch zdążył ją zamówić, odebrać i pojechać do Zakopanego, żeby ją rozbić - te samochody były produkowane na zamówienie i chwilę trzeba było na nie poczekać (dziś przy mocno zautomatyzowanej produkcji czeka się ok. roku, wtedy produkowano je ręcznie).
Niech Was nie zmylą różne wersje karoserii - w latach 50. praktyką było, że w Ferrari powstawała tylko rama podwozia z zawieszeniem i układem napędowym. I oczywiście silnikiem. Wyglądało to mniej więcej tak (to jest podwozie z 1953 r., ale można śmiało założyć, że w Superamerica było niemal identyczne):
https://photos.app.goo.gl/7aprdb9Rks7yFVPd9
Karoserie zamawiało się osobno w firmach karoseryjnych. Ferrari współpracowało głównie z Pininfariną (wtedy jeszcze pisaną osobno: Pinin Fariną) i większość egzemplarzy 410 SA miało karoserię tej firmy - choć były one dość mocno personalizowane, stąd różne układy płetw, wlotów powietrza itp. Kilku klientów zamówiło nadwozia w innych warsztatach: 2 egzemplarze w Boano (w tym jeden kabriolet), jeden u Scagliettiego i jeden w Ghia (ten najbardziej kosmiczny).
Czytając opisy wehikułu łatwo można dojść do wniosku, że nic się tam kupy nie trzyma. Oryginalna rama podwozia nie pozwala na zbudowanie na niej "czółna (…), na czterech kółkach, z których dwa tylne mają szprychy, a dwa przednie ich nie posiadają." Przy okazji o ile tylne koła mogłyby być oryginalnymi felgami Borrani, a tyle jakie były z przodu? Z Warszawy? (Borrani miały średnicę 16", większość stalowych felg w polskich autach miała średnicę nie większą niż 15"). Sam blok silnika Lamprediego ma 1070 mm długości, cała jednostka z osprzętem ma lekko licząc 1,5 m długości. Żeby wyciągnąć koła poza obrys "czółna" trzeba by albo wydłużyć wahacze, albo zmienić punkty mocowania zawieszenia. Dodatkowo trzeba by też przerobić tylny most - Ferrari do lat 60. stosowało sztywny tylny most na resorach.
Jak ktoś słusznie zauważył dostarczanie powietrza do silnika w amfibii to nie jest prosta sprawa. Teoretycznie można zrobić wloty powietrza na masce, czy pod przednią szybą, ale one wciąż byłyby narażone na zalanie - Samochodzik kilka razy pływał przy kiepskiej pogodzie i wysokich falach. Musiałby mieć wyprowadzony komin (snorkla) powyżej przedniej szyby. A jeszcze jest kwestia powietrza dla chłodnicy... A, no i wydech. Też w kominie, żeby nie zalać wodą...
Ale zdradzę Wam, że czytając przygody Pana Samochodzika nigdy mi to nie przeszkadzało 🙂
Przy okazji witam wszystkich na forum - dzień dobry!
Przy okazji witam wszystkich na forum - dzień dobry!
Witaj! Post na dzień dobry, merytoryczny do bólu. Znać fachowca:) Ja się na tym wszystkim nie znam więc do dzisiaj nie zastanawiam się zbyt wnikliwie nad konstrukcją wehikułu.
A jak podoba Ci się zmiksowany Fiat 125 p z Ursusem z nowej ekranizacji Netflixa?
Kuba, ilustrację w poście musisz wrzucić klikając "wybierz plik" (można wrzucać po jednym zdjęciu, drugie ewentualnie poprzez edycję postu) albo po prostu linkując do źródła.
Coś mi nie szło to wstawianie, ale chyba udało się wkleić link 🙂
Ja jestem zwolennikiem literalnego przekładania książek na filmy. U Nienackiego nic o Ursusie nie było... 😉
W złą stronę to idzie.
Też jestem przyzwyczajony do wyglądu z rysunków Kobylińskiego, a filmowo to chyba jednak ten z Templariuszy jeśli już...
Coś mi nie szło to wstawianie, ale chyba udało się wkleić link
Się udało:)
Ja jestem zwolennikiem literalnego przekładania książek na filmy. U Nienackiego nic o Ursusie nie było... 😉
Literalnie nikt dotąd nie przełożył i raczej nie przełoży. IMO ważne żeby czuć było ducha wuja Gromiłły, a tutaj czuć, w przeciwieństwie do pojazdów z ekranizacji z lat 80. Co do schwimmwagena można dyskutować. Też nie jest literalnym przełożeniem opisu książkowego, tyle, że fani Pan Samochodzika wychowali się na tym serialu więc wehikuł, którym pomykał Mikulski wdrukował się jako kanoniczny pierwowzór.
@kustosz No tak, oczywiście. W 100% się nie da.
Z drugiej strony jednak Nienacki napisał kilka dość precyzyjnych opisów wehikułu. Rysunki Kobylińskiego zawsze były dla mnie spójne z tekstem (choć to może też kwestia tego, że od nich zaczynałem przygodę z PS). Ze Schwimmwagenem główny problem jest taki, że wydaje mi się zbyt mały, poza tym dość dobrze pasuje moim zdaniem.
Jeśli ktoś podejmuje wysiłek zbudowania rekwizytu do filmu, dlaczego by nie spróbować zrobić go choć trochę podobny do opisu?
Oczywiście, wehikuł zgodny z opisem Nienackiego nie ma sensu, co było nie raz udowodnione. Z drugiej strony rekwizyt do filmu nie musi być funkcjonalnym pojazdem 🙂 Myślę, że budżet Netflixa pozwoliłby na zrobienie osobnego pojazdu do ujęć zewnętrznych (plus można się wspomagać CCG, które daje teraz mnóstwo możliwości) i osobnego do ujęć ze środka, czy z maski.
Wstawienie kawałka Ursusa jest akurat kuriozalne, bo nie wiadomo czemu ma to służyć poza tym, że ma wyglądać dziwnie 😉
Ze Schwimmwagenem główny problem jest taki, że wydaje mi się zbyt mały, poza tym dość dobrze pasuje moim zdaniem.
Ale to jest pojazd seryjny, gdzie ta młotkiem klepana karoseria? Poza tym na pierwszy rzut oka widać, że to amfibia więc skąd potem zdziwienie, że wjeżdża do wody? No i jak zauważyłeś, za mały i na pewno niezdolny do rozwijania dużych prędkości. Tu właśnie ducha wuja Gromiłły nie widzę.
Jeśli ktoś podejmuje wysiłek zbudowania rekwizytu do filmu, dlaczego by nie spróbować zrobić go choć trochę podobny do opisu?
Netflix gdyby chciał to by zrobił. Ale nie chciał. Dlaczego? Bo wehikuł miał być dziwny ale fajny, taki żeby mógł spodobać się dzieciakom na całym świecie. Zgodnie z opisem książkowym pojazd Tomasza wyglądał na tyle żałośnie, że był pośmiewiskiem. W literaturze to działa bo i tak każdy wyobraża sobie wehikuł po swojemu, a w filmie widz ma się identyfikować z bohaterem, a super bohater nie może być śmieszny. Tak przynajmniej ja to widzę.
Zresztą film zapewne w niewielkim stopniu nawiązuje do książki więc powieściowy opis wehikułu w ogóle nie ma żadnego znaczenia.
Z drugiej strony jednak Nienacki napisał kilka dość precyzyjnych opisów wehikułu. Rysunki Kobylińskiego zawsze były dla mnie spójne z tekstem (choć to może też kwestia tego, że od nich zaczynałem przygodę z PS).
Jeśli ktoś podejmuje wysiłek zbudowania rekwizytu do filmu, dlaczego by nie spróbować zrobić go choć trochę podobny do opisu?
Wstawienie kawałka Ursusa jest akurat kuriozalne, bo nie wiadomo czemu ma to służyć poza tym, że ma wyglądać dziwnie 😉
Cześć!
Ad 1. Wehikuł Kobylińskiego nie był ani śmieszny, ani dziwaczny, ani staroświecki. Moim zdaniem wyglądał wręcz nowocześnie.
Ad 2. Po co, skoro film będzie w bardzo luźny sposób nawiązywał do książki?
Ad 3. Dziwnie? I wszystko się zgadza. Wstawianie kawałka Ursusa może być kuriozalne dla Ciebie, dla mnie, ale nie dla 12-latka, który nie ma pojęcia o takim ciągniku.