Daaawno już nie czytałem samochodzików. Wyrosłem ze 35 lat temu. Potem do nich wróciłem ale już sentymentalnie i chyba wyeksploatowałem temat. Wehikuł czasu się zepsuł, sentyment przestał działać i straciłem ten prosty sposób, który pozwalał uciec od bieżących problemów do krainy dzieciństwa. Teraz, na fali fromborskiego zlotu (szkoda, że post factum) postanowiliśmy z Milady znowu rozwiązać zagadki Fromborka.
Jesteśmy jeszcze w połowie, ale jedna refleksja domaga się by o niej napisać. Wcześniejszym lekturom towarzyszyła bezgraniczna niemal tolerancja. Skłonny byłem wybaczyć każdą fabularną mieliznę, absurd, niekonsekwencję i brak logiki zdarzeń. Tak jak ukochanej osobie wybacza się wszystkie wady urody i charakteru. Ba! Nawe się ich nie zauważa. Nie tym razem. Teraz czytam tę książkę bez taryfy ulgowej, tak jak zawsze czytałem kontynuacje, gdzie raziła mnie nieporadność stylu i konstrukcji fabularnej. Tutaj jest oczywiście o niebo lepiej, ale też to i owo zgrzyta niemiłosiernie. Spójrzmy.
- Dlaczego wszyscy poszukiwacze skarbów Koeniga szukają ich w ten sam uporządkowany sposób? Tomasz w ogóle nie zawraca sobie głowy trzecim schowkiem, bo całą jego uwagę pochłania schowek nr 2. To samo Pietruszka i Batura. Trzymałoby się to kupy, gdyby Koenig ukrył skarby tak jak robi się multikesze w zabawie w geocaching tzn wskazówka dotycząca drugiego schowka znajduje się w schowku pierwszym, a w drugim jest wskazówka dotycząca schowka trzeciego. Tak jednak nie jest, więc sposób działania poszukiwaczy, którzy w dodatku ze sobą konkurują trąci absurdem.
- Historia z Asem zawsze była dla mnie najsłabszym punktem tej książki, wnoszącym zbyt duży ładunek infantyzlizmu do opowieści. Ale dorośli faceci, zestrachani spotkaniem z blaszanym robotem do tego stopnia, że boją się nawet wspominać o tym spotkaniu to lekka paranoja.
- Nie przemawiają do mnie argumenty dzięki którym Tomasz zyskuje pewność, że Cagliostro jest szpiegiem Batury i w jednym z pudełek iluzjonisty są srebrne kielichy do podmianki. Bo ktoś przekazał mu wiadomość w dziwny sposób? Bo spotkał się z kimś nocą na przystani? Owszem, Cagliostro zachowuje się podejrzanie, ale nie dzieje się nic takiego co pozwalałoby na tak szybką zamianę hipotezy w pewność.
Więcej grzechów nie pamiętam, choć chyba by się znalazły.
No dobra… czytamy dalej.
Chyba sobie na ten temat pogadamy, bo również mam podobne zdanie jak Kustosz.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
Kustosz to się czepia 🙂
Akurat Zagadki Fromborka to dobra część i nie ma tutaj zbyt wiele do narzekania.
Jakie to smutne.
Jakie to smutne
A co konkretnie? Zagadki są smutne?
Mnie zawsze irytowała kwestia monet. Jest tak infantylna, że aż niesmaczna. Pułkownik Koenig chowa 147 rzadkich polskich moniaków, dorzuca trzy ówcześnie będące w obiegu fenole i pisze na swoim panie 150 monet. No litości. Batura musiałby mieć swoich konkurentów za imbecyli aby wierzyć, że taka podmianka nie zwróci niczyjej uwagi. O ile bardziej wysublimowane byłoby gdyby Waldek istotnie dokonał podmiany, ale na moniaki równie stare jak reszta tylko popularne. Można by do akcji wprowadzić analizę katalogu, która doprowadziłaby do identyfikacji tych trzech niepasujących popularesów. A tak to wyszła zabawa dla nierozgarniętych dzieci.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
A tak to wyszła zabawa dla nierozgarniętych dzieci
Oj weź.... mnie to wkręciło. Pamietaj, ze to książka dla młodzieży a Ty mówisz to teraz z perspektywy ... starca 🙂
A mnie śmieszyła zawsze kwestia porwania. Nie chciało mi się wierzyć, ze tak łatwo dali się na to nabrać. Przecież powinni być wyczuleni na takie ewentualne zmyłki.
A mnie śmieszyła zawsze kwestia porwania
Przeciez nie było żadnego porwania.
A mnie śmieszyła zawsze kwestia porwania
Przeciez nie było żadnego porwania.
No własnie...
Mnie zawsze irytowała kwestia monet. Jest tak infantylna, że aż niesmaczna. Pułkownik Koenig chowa 147 rzadkich polskich moniaków, dorzuca trzy ówcześnie będące w obiegu fenole i pisze na swoim panie 150 monet. No litości. Batura musiałby mieć swoich konkurentów za imbecyli aby wierzyć, że taka podmianka nie zwróci niczyjej uwagi. O ile bardziej wysublimowane byłoby gdyby Waldek istotnie dokonał podmiany, ale na moniaki równie stare jak reszta tylko popularne. Można by do akcji wprowadzić analizę katalogu, która doprowadziłaby do identyfikacji tych trzech niepasujących popularesów. A tak to wyszła zabawa dla nierozgarniętych dzieci.
Zgadzam się z Tobą, że to słabość i można było tę sprawę rozegrać lepiej. Ale fabularnie jakoś się to kupy trzyma. Można założyć, że Batura, w głębi duszy, nie miał wysokiego mniemania o intelekcie Tomasza. W końcu na Marczaka i Pietruszkę jego fortel wystarczył.
A mnie śmieszyła zawsze kwestia porwania. Nie chciało mi się wierzyć, ze tak łatwo dali się na to nabrać.
Istotnie, akcja szyta grubymi nićmi. Ale potrzebny był pościg i firmowa scena Nienackiego, kiedy ujawniają się walory wehikułu a przeciwnikom i świadkom opadają szczęki. Bo pościg w samochodziku być musiał. Wyjątkiem są chyba tylko dwa ostatnie kanoniczne tomy, co w zasadzie powinno stawiać ich samochodzikowość pod znakiem zapytania.
Dlaczego dwa? W "Złotej rękawicy" pościgi są, i to dwa - jeden samochodowy, jeden jachtowy.
Dlaczego dwa? W "Złotej rękawicy" pościgi są, i to dwa - jeden samochodowy, jeden jachtowy.
Jachtowe się nie liczą. A samochodowego nie pamiętam. Przypomnisz?
Bo pościg w samochodziku być musiał
W Nemo tez nie ma pościgu samochodowego.
W Nemo tez nie ma pościgu samochodowego.
Jest i to mój ulubiony. Pościg za wartburgiem Krawacika na Bukowiec. I fortel Tomasza kiedy skraca drogę przepływając przez Kragę.
Kiedy Tomasz domyśla się, gdzie jest Diana Denver i wraz z Templerem jedzie do chaty Kodrąba, ścigany przez Baturę. Jest nawet przepłynięcie zatoki. A potem pan Domini chce wykorzystać wehikuł w kolejnych filmach.
— Pana samochód. To wspaniały pomysł. Nie widziałem takiego gruchota w żadnym filmie. Gonimy pana, a pan: hyc, do wody. Świetne! Znakomite! Kupuję pana wehikuł.
— Wehikułu nie sprzedam — stwierdziłem dumnie.
— Nie szkodzi. W wytwórni zrobią mi lepszy. Ale o tym później. Kupuję tylko pomysł— to mówiąc jeszcze raz poklepał mnie po plecach i nareszcie wsiadł do turbo.
Pościg za wartburgiem Krawacika na Bukowiec
Tak, to jeden z lepszych pościgów. A raczej nie pościgów, a wyścigów, bo stawką była mapa.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
Faktycznie, dzięki. Jakoś nie mam serca do tej "Rękawicy", zbyt chaotyczna mi się wydaje. I stawka mnie nie przekonuje. To i zapomniałem.
Pościg za wartburgiem Krawacika na Bukowiec
Tak, to jeden z lepszych pościgów. A raczej nie pościgów, a wyścigów, bo stawką była mapa.
Najwidoczniej przegapiłam ten moment.
U mnie to czołówka, ale zgadzam się, że jest chaotyczna. To, co wydaje się początkowo celem, okazuje się zmyłką (szukanie autora wiersza) albo zostaje załatwione po łebkach (szukanie rękawicy). Wątek Świętego jest na doczepkę. Niby na końcu Nienacki wyjaśnia to rozmycie fabularne ustami Tomasza, który mówi "chciałem także, aby pewni ludzie odnaleźli siebie samych", ale to słabe uzasadnienie.