Wszystko jak spod igły. Eksponaty, nie książki:)
Niestety czasem w tych używanych książkach (antykwariaty, makulatura, zakup online) można trafić nie tylko na przykry zapach. Kupiłam "Mężczyznę czterdziestoletniego" z molami, albo innymi zwierzątkami. Od razu poszło do kosza. A niesmaku nie mogłam się długo pozbyć. Bardzo często pojawiają się za 1 zł ciekawe tytuły z wycofanych bibliotecznych księgozbiorów. Ale gdzie to stało zanim ktoś się tym zajął...
Ale gdzie to stało zanim ktoś się tym zajął...
To raz. Dwa, czas ciągle mija i siłą rzeczy te książki są w coraz gorszym stanie.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Tymczasem, to co do dzisiaj mnie w tej książce irytuje , to .... Marta.
I zaraz się dowiem czy mi przeszło z tą Martą czy nadal będzie mnie denerwowała 🙂
Aldono, czas goi rany, z pewnością Ci przeszło 😉
Aldono, czas goi rany, z pewnością Ci przeszło
albo się pogłębiło 😀
Nie umiem już chyba czytać "samochodzików" bez zastanawiania i analizowania treści 🙂
Z tego względu, już w pierwszym rozdziale zauważyłam niedociągnięcia i uwagi:
- dwunastoosobowa grupa dziewcząt i chłopców? a chwilę później Czarny Franek mówi do Marty, że jest ich trzynaścioro...
- obładowane samochody sprzętem kempingowym - tak, wtedy tak było, dzisiaj naszła mnie tylko myśl, że mój namiot, śpiwór i karimata są najlżejsze z całego majdanu biwakowego i z przyjemnością można to zabrać na grzbiet i wędrować. Zastanawia mnie jednak to, że kiedyś, kilkanaście lat temu, potrafiłam zapakować się z namiotem (ciekawa jestem ile ważył wraz z tropikiem i całym żelastwem) cięzkim materacem, ciężkim śpiworem, ciuchami, żarciem i dodatkami, w plecak i dojechać na biwak komunikacją publiczną....
- Anatol i jego pas, na którym wisiał toporek z piłą, saperką, młotkiem i nożem fińskim - ciekawa jestem jak ten facet zmiescił się w samochodzie za kierownicą i prowadził ten wóz. Dodatkowo pan Anatol chudy nie był i miał jeszcze tę kamizelkę z wypełnionymi kieszonkami.
No ale nic, póki co zrobiło mi się cieplej ale wakacyjnego klimatu nie czuję.
Dłuuugo nie czytałem żadnego "Samochodzika", a już naprawdę wieki upłynęły od kiedy czytało mi się te książki jak dawniej. Bałem się, że wehikuł czasu zepsuł się na dobre, a tu miła niespodzianka. Korzystając z pięknej żeglarskiej pogody i wszelkich uroków tarasu nad jeziorem sięgnąłem po "Nowe przygody Pana Samochodzika". I nie przeszkadzała mi dydaktyka, za to cieszyłem się atmosferą wakacji nad jeziorem odnajdując ślad tych emocji, które czułem kiedyś. Zastanawiam się, który z czynników (a jest ich kilka) odpowiada za ten czytelniczy sukces? Mam następujących podejrzanych:
1) Powieść idealnie zestroiła się z nastrojem ducha, pełnym tęsknoty za ciepłym i przyjaznym, fajnym światem, którego już nie ma, a którego mi brakuje.
2) Medium, za pomocną którego postanowiłem obcować z tą historią był stary wysłużony egzemplarz z białej serii, dokładnie ten sam co 40 lat temu, a nie ebook na Kindlu jak ostatnio. Być może wehikuł czasu, by działać sprawnie, wymaga nie tylko znajomej treści ale i formy? Bo o ile forma nie ma takiego znaczenia w przypadku innej literatury to kiedy chodzi o nostalgię i emocje może być kluczowa?
3) Czytanie na głos "Samochodzików" nie za bardzo się udawało, odczuwałem wtedy jakieś spłycenie treści. Tym razem czytałem sam dla siebie.
4) No i przeczytałem całość szybko, w dwa dni, a nie rozwlekając lekturę na dwa tygodnie. Czyli jak kiedyś, wszak "Samochodziki" łykało się w dzień lub dwa zanurzając się w nich całkowicie.
Który z tych czynników zaważył? Może wszystkie razem? Nie wiem, grunt, że było fajnie.
Ale oprócz wrażeń natury metafizycznej mam też kilka spostrzeżeń merytorycznych.
1) Nie pamiętałem zupełnie, że Tomasz ujawnia się tu jako ORMOwiec. Wydawało mi się, że jego przynależność do tej cieszącej się kiepską reputacja organizacji ma znaczenie jedynie w "Księdze strachów". Ale nie, legitymacja ORMO przydaje się na posterunku milicji w Iławie, gdzie funkcjonariusz dzięki niej traktuje Pana Samochodzika jak kolegę po fachu kiedy gaworzą sobie o najbliższej przyszłości Czarnego Franka.
2) Zwróciłem też uwagę, że nasz bohater jest niezłym hipokrytą. "Efekciarz" myśli o Kapitanie Nemo, podczas gdy sam uwielbia i reżyseruje sytuacje, kiedy ujawniona zostaje skrywana moc wehikułu a jego właściciel zostaje opromieniony blaskiem wspaniałego bohatera.
3) Uśmiałem się na następujące dictum:
Widać było, że turyści i wczasowicze nad jeziorem odetchnęli z ulgą. Nareszcie mogli spokojnie zostawić na noc na brzegu swoje łajby i kajaki, a wypływając na jezioro nie musieli martwić się o namioty, w których znajdowały się kuchenki gazowe, pościel i zapasy żywności. (...) Specjalnie wybrana spośród turystów delegacja złożyła w obozie harcerskim podziękowanie na piśmie i przyniosła kilka ogromnych toreb z cukierkami.
Wyobrażacie to sobie? Turyści wypoczywający nad Jeziorakiem zwołali zebranie i wyłonili delegację, która spłodziła podziękowania na piśmie i złożyła je na ręce harcerzy:)) Surrealistyczna abstrakcja:)
Ale to takie tam drobiazgi, najważniejsze, że czytało mi się fajnie.
Wyobrażacie to sobie? Turyści wypoczywający nad Jeziorakiem zwołali zebranie i wyłonili delegację, która spłodziła podziękowania na piśmie i złożyła je na ręce harcerzy:
A jeśli się zejdzie na ziemię z tego górnolotnego opisu i zwyczajnie, ci którzy wcześniej ucierpieli, gadali ze sobą i zrzucili na kilka torebek cukierków. To już nie wygląda na surrealizm, nie?
Twtter is a day by day war
A jeśli się zejdzie na ziemię z tego górnolotnego opisu
Ale dlaczego mamy schodzić, skoro autor sam wzniósł to na ten poziom?
Ale dlaczego mamy schodzić, skoro autor sam wzniósł to na ten poziom?
Bo prywatna inicjatywa była źle widziana, a komitet, komisja itp. były ok.
Twtter is a day by day war
Bo prywatna inicjatywa była źle widziana, a komitet, komisja itp. były ok.
Dlatego to jest zabawne. Jak w "Rejsie", zastosowanie partyjniackich reguł i sposobu myślenia nawet w tych dziedzinach życia, w których jest to skrajnie absurdalne. Przypomina mi to pewną anegdotę.
W siódmej klasie byłem wielkim fanem Republiki, nosiłem długą grzywkę i uważałem, że jestem popersem. Kiedyś dyrektorka szkoły, bardzo partyjna i sztywna, która uczyła nas geografii, wyrwała mnie na lekcji do odpowiedzi pytaniem: Ty podobno jesteś popersem? Odpowiedziałem nieśmiało, że tak. Zapytała natychmiast: A legitymację jakąś masz?:)
Jak w "Rejsie", zastosowanie partyjniackich reguł i sposobu myślenia nawet w tych dziedzinach życia, w których jest to skrajnie absurdalne.
Tylko w Rejsie to miało być śmieszne a tutaj, albo autor uważał, że tak ma być, albo wiedział, że inaczej nie może napisać.
Twtter is a day by day war
albo wiedział, że inaczej nie może napisać.
No nie przesadzajmy, że był jakiś problem żeby taki drobiazg inaczej opisać. Komitet, egzekutywa, komisja, delegacja, taki system myślenia po prostu.
No nie przesadzajmy, że był jakiś problem żeby taki drobiazg inaczej opisać. Komitet, egzekutywa, komisja, delegacja, taki system myślenia po prostu.
Dlatego napisałem "albo".
Twtter is a day by day war
Ale może wtedy właśnie tak to u nas działało? Skoro człowiek to czytał i nie zauważał żadnej śmieszności?
Ale może wtedy właśnie tak to u nas działało? Skoro człowiek to czytał i nie zauważał żadnej śmieszności?
Zapewniam Cię, że nie, przynajmniej w latach 70 i 80:)
Tu są dwie kwestie:
1. Pisząc "specjalnie wybrana przez turystów delegacja" Nienacki chciał podkreślić wielką wdzięczność turystów. Myślę że górnolotność jest zamierzona.
2. Abstrahując od powyższego, cała sytuacja jest jak najbardziej realna: ktoś, zapewne na Bukowcu, bo tam było najwięcej turystów, przeszedł się po namiotach ze słowami "słuchajcie, może się zrzucimy i kupimy tym harcerzom jakieś cukierasy w ramach podziękowań? W końcu to dzięki nim będziemy mieć spokojny urlop. Bo milicja, między nami mówiąc, to się nie popisała...". A ktoś dodał: "To skrobnijmy im jeszcze parę słów od siebie. Będą se mogli do kroniki wkleić. Mój wnuk jest harcerzem i wiem żę z każdego obozu robią kronikę". A na to się odzywa pan z żółtego namiotu: "To jak tak, to ja mogę do nich popłynąć, mam ponton z silnikiem. Tylko jeszcze panią Magdę wezmę, bo ona potrafi ładnie się wysłowić".
I co? To nie jest "specjalnie wybrana delegacja"?
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
I co? To nie jest "specjalnie wybrana delegacja"?
No niech wam będzie:)
Mam wrażenie, że onegdaj łatwiej było o taką specjalną delegację. Wakacjusze różnego rodzaju kempingów i biwaków działali bardziej kolektywnie. Integrowali się ze sobą, grali wspólnie w gry, ogniskowali i w ogóle ich aktywność w obszarze wspólnego działania była dużo większa. Pamiętacie jak w serialowych Templariuszach jako pokutę obarczono Ankę zmywaniem garów dla wszystkich? Wynikało to właśnie z kolektywnych inklinacji ówczesnych. Dziś ciężko wyobrazić sobie taki kolektyw.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!