Tak się zastanawiam nad tym wakacyjnym czytaniem Samochodzików i dochodzę do wniosku, że ja czytałem je głównie na krześle przystawionym do kaloryfera, często z dudniącym po parapecie deszczem lub wirującym za oknem śniegiem… Albo późnym wieczorem lub nocą z latarką pod kołdrą 😉 W tym ostatnim wypadku to mgło być lato… Taki przynajmniej wyłania mi się obraz z mroków przeszłości.
Będąc na wakacjach, raczej nie miałem zbyt wiele czasu na czytanie książek, choć pamiętam, że zawsze jakąś wrzucałem do plecaka. Z tym, że raczej na drogę.
Tak się zastanawiam nad tym wakacyjnym czytaniem Samochodzików i dochodzę do wniosku, że ja czytałem je głównie na krześle przystawionym do kaloryfera, często z dudniącym po parapecie deszczem lub wirującym za oknem
Ja czytałem "samochodziki" w kółko więc w rozmaitych okolicznościach, ale były okoliczności, które dziś uważam za kultowe:)
- na plaży nad Bałtykiem,
- we własnym łóżku w czasie prawdziwej lub symulowanej choroby (istotne, że w czasie, kiedy powinienem być w szkole),
- w przyczepie kempingowej moich rodziców gdzie czasem spędzałem wagary.
Skoro my już się ujawniliśmy, to może teraz reszta towarzystwa zdradzi nam swoje kultowe czytelnie? 😉
Skoro my już się ujawniliśmy, to może teraz reszta towarzystwa zdradzi nam swoje kultowe czytelnie?
Tak jest! Zrobię z tego oddzielny wątek:)
Tak się zastanawiam nad tym wakacyjnym czytaniem Samochodzików i dochodzę do wniosku, że ja czytałem je głównie na krześle przystawionym do kaloryfera, często z dudniącym po parapecie deszczem lub wirującym za oknem śniegiem… Albo późnym wieczorem lub nocą z latarką pod kołdrą
A wiesz czemu Seth? Ponieważ właśnie wtedy najbardziej tęskniłeś za przygodą bądź wakacyjnym klimatem jaki mają w sobie książki o Panu Samochodziku. My próbowaliśmy czytać je wspólnie na głos i szło nam bardzo opornie. To są rzeczy i emocje które w trakcie lektury każdy musi przeżyć sam.:)
Jeśli chodzi o warunki czytelnicze to śmiało mogłabym stwierdzić, że czytaliśmy je siedząc obok siebie. Także kojarzą mi się te momenty głównie z zimową bądź jesienną aurą za oknem.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
To był jeden z czynników, ale swoją rolę odgrywał też czas. Jesienią, wczesną wiosną czy zimą było go zwyczajnie więcej na czytanie, gdyż inne aktywności siłą rzeczy były ograniczone.
Ja raczej niczego cennego do tego wątku nie wniosę.
Nie kojarzę jakichś specjalnych kultowych miejsc, w których czytałam samochodziki.
Czytałam po prostu w domu i na wakacjach oczywiście też. Przeważnie na plaży, leżąc cały czas na brzuchu. I zawsze miałam tył bardzo opalony, a przód wcale 🙂
Tak grzebię w pamięci, grzebię, grzebię... i nic. Nie mam żadnych wspomnień związanych z okolicznościami czytania Nienackiego.
Spektakularnych okoliczności nie pamiętam. Kojarzy mi się natomiast to, że czytałam późnymi wieczorami i żeby w ogóle móc czytać o takich porach musiałam kombinować ze światłem. Czyli pod kołdrą, żeby nie było widać, że nie śpię ... 🙂 Zdarzało się, że nie zauważałam w ten sposób, że minęła noc.... Tylko, mimo tego, że noc zarwana, rano byłam "do życia" i działałam całkiem sprawnie. (dzisiaj nie do pomyślenia).
Najbardziej jednak kojarzę Niesamowity Dwór - bo zazwyczaj czytałam tę książkę w okresie jesiennym i bardzo często chciałam być "chora" żeby nie musieć chodzić do szkoły, zostać w domu i czytać. Ale to nie szał na samochodziki był tylko ogólnie na czytanie.
Czyli pod kołdrą, żeby nie było widać, że nie śpię ...
U mnie też tak bywało, ale nie tak znów często. Rodzice spali w innym pokoju, to nie widzieli, że lampka u mnie się pali.
Najbardziej jednak kojarzę Niesamowity Dwór - bo zazwyczaj czytałam tę książkę w okresie jesiennym i bardzo często chciałam być "chora" żeby nie musieć chodzić do szkoły, zostać w domu i czytać. Ale to nie szał na samochodziki był tylko ogólnie na czytanie.
No tak. Ja jak chciałem być chory to otwierałem okno i rozebrany do rosołu wdychałem głęboko mroźne, zimowe powietrz albo w wersji light po prostu wtykałem na chwilę termometr do herbaty żeby zrobić temperaturę:)
Rodzice spali w innym pokoju, to nie widzieli, że lampka u mnie się pali
Ja niestety miałam przeszkolone drzwi, więc żadna lampka uwadze by nie uszła. W późniejszych czasach bywało lepiej, bo na tę szybę ponaklejałam stado plakatów i światło się nie wydostawało z pokoju.
Ja jak chciałem być chory to otwierałem okno
U mnie to działało niestety odwrotnie. Ja bardzo lubiłam zimno i w ten sposób chyba się dodatkowo zahartowałam. Musiałam udawać na wszelkie inne sposoby.
Ale... przypomniałam sobie o wagarach, których w czasach licealnych było mnóstwo. Szczególnie w 3 klasie. Niestety nie czytałam na wagarach, łaziliśmy wtedy na plażę, do lasu albo wyskakiwaliśmy do miasta lub ewentualnie do którejś koleżanki, która też wagarowała i miała wolną chałupę. Kiedyś po takich wagarach jesiennych faktycznie się rozchorowałam i pamiętam, że to był jedyny czas kiedy ta prawdziwa choroba nie pozwalała mi się oddać żadnej lekturze...
O swoich wagarach pisałem w wyżej. W podstawówce nie jedne wagary spędziłem czytałem zamknięty w przyczepie campingowej moich rodziców, która stała na podwórku, czytając samochodziki:)
Ze nikt Cię tam Kustoszu nie przyuważył 🙂
Wagary to była fajna rzecz..... konsekwencje bywały różne, ale dzisiaj wspominam to wszystko z rozrzewnieniem.
@Kustoszu, może miałeś na to ciche przyzwolenie 😉 Jak już ma wagarować, to niech lepiej poczyta w przyczepie.
A u mnie były to noce. Potrafiłem czytać do białego rana. Jak sobie teraz o tym pomyślę to aż wierzyć mi się nie chce - jak stary dziad zasypiam z książką na brodzie i patrzelach na nosie w trakcie zdania.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
jak stary dziad zasypiam
A ja jak stara baba w takim razie. Z tym, że akurat do czytania nie mam okularów i muszę się nieźle namęczyć żeby złapać odpowiednią odległość między oczami a książką.
Swoją drogą.....kiedyś człowiek mógł dwie noce nie spać a i tak trzeciego dnia w sumie całkiem nieźle jarzył co się dzieje. A teraz to jakaś jestem wyczerpana i jedną zarwaną noc odsypiam tydzień. Chyba brak mi kondycji.
Przypomniało mi się, że przecież sporą cześć literatury wszelakiej przeczytałam w pociągach. I to są chwile niezapomniane. Ten szum, stukot, zakręty pociągu i trzęsiawka na rozjazdach właśnie kojarzą mi się z czytaniem i teraz odnoszę wrażenie, że jak nastąpiła modernizacja kolei to mi się w takim relaksie czytać chce jakby mniej. 🙂 Na szczęście ludzi zerkających przez ramię, na choćby kawałek tekstu, jakby mniej.
Swoją drogą.....kiedyś człowiek mógł dwie noce nie spać a i tak trzeciego dnia w sumie całkiem nieźle jarzył co się dzieje. A teraz to jakaś jestem wyczerpana i jedną zarwaną noc odsypiam tydzień. Chyba brak mi kondycji.
No niestety, starość nie radość... Ja też po tym (między innymi) czuję, że już bliżej niż dalej. Jak przypomnę sobie różne okoliczności typu oglądanie Oscarów do trzeciej nad ranem i wstanie do szkoły na ósmą czy podróż pociągiem w nocy, by zdążyć rano na wykłady... Dzisiaj każdą taką sytuację bym odchorowała, a już na pewno nie byłabym w stanie sprawnie funkcjonować następnego dnia. Tęsknię za sobą sprzed 20 lat 😉
Jak sobie teraz o tym pomyślę to aż wierzyć mi się nie chce - jak stary dziad zasypiam z książką na brodzie i patrzelach na nosie w trakcie zdania.
U mnie to zależy od książki. Ostatnio zarwałam nockę czytając "Wilczycę z Francji".
Oczywiście następnego dnia bardzo tego żałowałam aczkolwiek ja zawsze źle znosiłam nieprzespane noce, nawet na studiach. Tak więc sądzę, że to nie wy się starzejecie a jedynie wreszcie dostosowaliście się do standardów.;)
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Zdarza Wam się czytać w wannie? Albo czy się zdarzało? Ciekawa jestem jak wyglądałyby takie książki po tych oparach i wilgoci. A tak pięknie pokazują sceny w filmach, książka się nie rozlatuje, woda w wannie cały czas w odpowiedniej temperaturze, kieliszek wina i takie tam...