Kamera okulary szpiegowskie 1080P marki LineComp - na Allegro tylko 169 zł za sztukę, więc w całkiem przystępnej cenie 😀
bez możliwości zrobienia kopii.
Dlaczego? Tzn, nie pytam o całośc, ale czemu nie można fragmentu sfotografować?
Po "Templariuszach" wziąłem na warsztat „Księgę strachów”. I od razu parę spostrzeżeń:
1. Harcerska zabawa w księgę strachów.
Czy rzeczywiście była taka zabawa? Słyszeliście o czymś takim czy Nienacki to wymyślił? W Googlach wszystkie odnośniki prowadzą do powieści.
— (…) I co to za Księga strachów? — Nie słyszał pan nigdy o Księgach strachów? — zdziwili się chłopcy. — To przecież bardzo dobrze znana zabawa harcerska. Polega ona na tym, że na mapie okolicy, gdzie przebywa drużyna harcerska, zaznacza się wszystkie miejsca, w których rzekomo straszy. MS to właśnie: Miejsce, w którym straszy. Potem robi się Księgę strachów i zapisuje w niej wszystkie legendy o różnych miejscowych strachach. A następnie poszczególne zastępy odwiedzają nocą owe eMeSy i po stwierdzeniu, że żadnych strachów się nie spotkało, harcerze zostawiają tabliczkę z napisem: „Sprawdzono. Strachów nie ma”. — Bardzo ładna zabawa. I zapewne pełna emocji — przyświadczyłem.
2. Polecenie dla listonosza żeby listy do Tomasza kierować na poste restante w Jasieniu.
W pół godziny później na drzwiach mego mieszkania umieściłem kartkę przeznaczoną dla listonosza. Poprosiłem go, aby listy do mnie kierował na poste restante w Jasieniu, w województwie szczecińskim.
Rozumiem, że to tylko zabieg fabularny, dzięki któremu harcerze mogą się zorientować, że Tomasz pojechał do Jasienia, bo poza tym nic nie trzyma się kupy. Jeśli zamierzał tam być tylko 2 tygodnie (na ten czas wynajął później domek) to spokojnie mógł minąć się z korespondencją, która została by tam przesłana. No i poza tą jedną sytuacją nie robił tak przy innych wyjazdach. Pomijam już fakt, że takie polecenie należało chyba złożyć formalnie nie poczcie a nie wetknąć w drzwi kartkę dla listonosza.
3. Scena z Klausem na stacji benzynowej .
Czy ta scena nie przypomina wam podobnej sceny z serialu „Samochodzik i templariusze”?
Raptem usłyszałem pisk opon. Szary taunus wyprzedził mnie na skręcie i przede inną wpadł na podjazd. Zatrzymał się przed pompą benzynową hamując tak gwałtownie, że przód wozu nieomal przygniotło do ziemi. (…) — Czy w pańskim kraju — zapytałem brodacza — wolno wyprzedzać z lewej strony, gdy wóz przed panem dał znak, że skręca w lewo? Mógł pan spowodować zderzenie. (…) Proszę wziąć pod uwagę, że mnie się śpieszy — mówił dobrze po polsku, choć z niemieckim akcentem. — Mnie też się śpieszy — odrzekłem. Roześmiał się. — Gdyby się panu śpieszyło, nie jechałby pan takim gratem. Pański rupieć nie wyciąga więcej niż trzydzieści kilometrów na godzinę.
https://twitter.com/ZnienackaP/status/1532988021297012736?s=20&t=a85lQgkYexw0CIdMpLoR2g
4. Ku rozwadze niestrudzonym poszukiwaczom śladów Jasienia.
To nie jest do końca tak, że pałac Haubitzów to architektonicznie prawie, że kopia Grandu w Sopocie, tyle że jak rozumiem w mniejszej skali. Wyglądał podobnie ale z daleka, z drugiej strony jeziora. W dodatku opis wygląda tak jakby Nienacki nigdy Grand Hotelu nie widział, bo mnie na przykład brzydkiego pudła nijak nie przypomina:)
Położyłem się twarzą w kierunku jeziora. Oparłem brodę na dłoniach i ponad tonią wody patrzyłem w stronę drugiego brzegu, gdzie na tle ciemnej zieleni starych drzew parkowych widniała brunatna sylwetka pałacu Haubitzów. Z tej odległości pałac przypominał sopocki „Grand Hotel”. Wyglądał jak brzydkie pudło zbudowane z brunatnej cegły.
5. I taka jeszcze, smutna niestety konstatacja.
Kiedy się poznają, Kasia mówi do Tomasza mając na myśli Kuryłłę:
— Jesteśmy sąsiadami — powiedziała Kasia. — A za drugiego sąsiada będzie pan miał bardzo miłego starszego pana.
A potem, przy obiedzie Tomasz zauważa:
Ciotka Zenobia nawet nie raczyła mnie zauważać. Podczas obiadu rozmawiała wyłącznie z Kasią i małym, łysawym, niechlujnie wyglądającym panem w wieku lat pięćdziesięciu, który siedział z nami przy jednym stole.
Nie da się ukryć, jestem starszym panem.
Pozumiem, że to tylko zabieg fabularny, dzięki któremu harcerze mogą się zorientować, że Tomasz pojechał do Jasienia, bo poza tym nic nie trzyma się kupy. Jeśli zamierzał tam być tylko 2 tygodnie (na ten czas wynajął później domek) to spokojnie mógł minąć się z korespondencją, która została by tam przesłana. No i poza tą jedną sytuacją nie robił tak przy innych wyjazdach. Pomijam już fakt, że takie polecenie należało chyba złożyć formalnie nie poczcie a nie wetknąć w drzwi kartkę dla listonosza.
Zapewne masz rację, acz sądzę, że to zostawianie kartki do listonosza mogło nie być tak zupełnie oderwane od rzeczywistości. W PRL-u mnóstwo dało się załatwić na gębę. Jeśli ten listonosz pracował tu od dawna i znał Tomasza, to mogłoby to przejść. Ludzie potrafili umawiać się na odbiór renty czy emerytury z zaufanym sąsiadem. Moja babcia, niepracująca wówczas zawodowo, jakiś czas była właśnie taką zaufaną sąsiadką i odbierała emeryturę dla pani drzwi obok, która to pani miała ogródek działkowy i latem całymi dniami nie było jej w domu. Oczywiście listonosz był ugadany i wiedział, że jak u Pani X nie otwierają, to się dzwoni do Pani Y.
5. I taka jeszcze, smutna niestety konstatacja.
Kiedy się poznają, Kasia mówi do Tomasza mając na myśli Kuryłłę:
— Jesteśmy sąsiadami — powiedziała Kasia. — A za drugiego sąsiada będzie pan miał bardzo miłego starszego pana.
A potem, przy obiedzie Tomasz zauważa:
Ciotka Zenobia nawet nie raczyła mnie zauważać. Podczas obiadu rozmawiała wyłącznie z Kasią i małym, łysawym, niechlujnie wyglądającym panem w wieku lat pięćdziesięciu, który siedział z nami przy jednym stole.
Nie da się ukryć, jestem starszym panem.
Zwróć uwagę, że mówi to mała dziewczynka.
Będzie anegdota, byliśmy dawno temu z przyjaciółmi na wyjeździe i włócząc się po mieście napotkaliśmy na grupę nastolatek, które oplotkowywały swoje znajome i chyba ich facetów, i w pewnej chwili padł tekst "ale słuchaj, on jest taki okropnie stary, ma chyba ze trzydzieści lat!". Spojrzeliśmy na siebie bo my wtedy właśnie mieliśmy po trzydziestce. Pewnie każdy przekraczający dwudziestkę byłby stary.
A dodatkowo akcja książki dzieje się w końcówce lat 60-tych. Trochę inne były warunki życia i inaczej ludzie się starzeli. 50-ciolatek to faktycznie był "starszy pan" a 60-ciolatek to staruszek.
Ja się tam za starszego pana nie uważam 😋
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
Ja się tam za starszego pana nie uważam
To też będzie anegdota. Nasza Penny mocno w ostatnim czasie posiwiała. Kiedy idziemy razem na spacer coraz częściej się zdarza, że mijający nas ludzie komentują: "Popatrz jaki staruszek". Zawsze się zastanawiam czy chodzi o Penny czy o mnie:)
Ad 1. Nawet jeśli taka zabawa powstała wyłącznie w głowie Nienackiego, dla czytelników "Księgi strachów" jest to fakt kulturowy. Jak z datą Bożego Narodzenia.
Ad 3. Uważam tak mniej więcej od 7 klasy szkoły podstawowej 😉
Ad 4. Dla mnie w opisie pałacu nic nie trzyma się kupy. Nie tylko porównanie do Grand Hotelu.
Ad 5. Zgadzam się z Iryckim. Po pierwsze perspektywa. Będąc dzieckiem, za starców uważałem czterdziestolatków 🙂 I tak, dzisiejsi 40-50-latkowie wyglądają jednak młodziej niż ich odpowiednicy z lat 60, więc spokojnie, Kustoszu.
Ciekawe uwagi, Kustoszu.
Bardzo lubię "Księgę strachów".
Jest w niej wszystko, co powinno być w dobrej przygodówce. Ciekawa zagadka, zróżnicowane postaci, czarny charakter, humor, wspólne wyprawy, odrobina grozy, miejsca z historyczną duszą, jeziora... Przygoda przez duże "P".
I zgadzam się z Iryckim, że ta sytuacja z korespondencją mogła być wiarygodna. Jakoś nigdy nie miałam do niej zastrzeżeń.
Choć oczywiście Twoja hipoteza z wskazówką dla harcerzy też mi się podoba 🙂
Nie da się ukryć, jestem starszym panem.
I to od dawna 😀
Jeremi Przybora w chwili telewizyjnej premiery Kabaretu Starszych Panów miał 43 lata.
Ad 3. Uważam tak mniej więcej od 7 klasy szkoły podstawowej
Cholera, a ja myślałem, że jestem badaczem i odkrywcą:)
Ad 4. Dla mnie w opisie pałacu nic nie trzyma się kupy. Nie tylko porównanie do Grand Hotelu.
Więc to może bardziej pałacyk myśliwski z "5:0 dla mordercy".
I tak, dzisiejsi 40-50-latkowie wyglądają jednak młodziej niż ich odpowiednicy z lat 60, więc spokojnie, Kustoszu.
Pocieszasz.
I to od dawna
Nie pocieszasz.
Będzie anegdota, byliśmy dawno temu z przyjaciółmi na wyjeździe i włócząc się po mieście napotkaliśmy na grupę nastolatek, które oplotkowywały swoje znajome i chyba ich facetów, i w pewnej chwili padł tekst "ale słuchaj, on jest taki okropnie stary, ma chyba ze trzydzieści lat!". Spojrzeliśmy na siebie bo my wtedy właśnie mieliśmy po trzydziestce. Pewnie każdy przekraczający dwudziestkę byłby stary.
To faktycznie nie jest anegdota, tak ludzie się postrzegają. Gdy przyszedłem do liceum, to moja wychowawczyni była dla nas wszystkich "starszą panią". Jeśli @irycki ją pamiętasz to miała włosy spięte w kok, duże okulary, spódnicę do połowy łydki i narzucony na bluzeczkę sweterek. Prawdę mówiąc teraz też by wyglądała jak starsza pani a przecież... my byliśmy jej ostatnią klasą przed emeryturą, czyli miała bodaj 55 lat.
Ja się tam za starszego pana nie uważam
Ja przedwczoraj, gdy lekarz medycyny pracy spytał się mnie ile mam lat, to sam się zdziwiłem, bo oprócz pogarszającego się zdrowia, jakoś tego nie odczuwam.
bo poza tym nic nie trzyma się kupy. Jeśli zamierzał tam być tylko 2 tygodnie (na ten czas wynajął później domek) to spokojnie mógł minąć się z korespondencją, która została by tam przesłana. No i poza tą jedną sytuacją nie robił tak przy innych wyjazdach. Pomijam już fakt, że takie polecenie należało chyba złożyć formalnie nie poczcie a nie wetknąć w drzwi kartkę dla listonosza.
Też zgadzam się z iryckim, kiedyś było inaczej. Wtedy nie musiałeś zamawiać abonamentu na prasę tylko znajoma kioskarka dla Ciebie odkładała, a poczta działała sprawniej. Wtedy, chyba jeszcze, na poczcie pracowali ludzie, którzy poczuli wagę misji przed wojną, a przed wojną listonosz to był ktoś, nie tak jak teraz. Swoją szosą, wtedy poczta musiała działać bardzo szybko, bo przeglądając listy do mojego taty, z lat 50-60 są takie, w których ktoś pisze "spotkajmy się pojutrze w I TU PADA NAZWA RESTAURACJI". Przy obecnej szybkości działania poczty taki list przyszedłby kilka dni po terminie spotkania. Chyba z tej "szybkości" powstało angielskie określenie standardowej poczty "snail mail" czyli "ślimacza poczta".
Twtter is a day by day war
Nie da się ukryć, jestem starszym panem.
I to od dawna 😀
Jeremi Przybora w chwili telewizyjnej premiery Kabaretu Starszych Panów miał 43 lata.
A Jerzy Wasowski tylko dwa lata więcej, ale zawsze wyglądał zdecydowanie dojrzalej.
Ad 3. Uważam tak mniej więcej od 7 klasy szkoły podstawowej
Cholera, a ja myślałem, że jestem badaczem i odkrywcą:)
Eee tam! Badaczem i odkrywcą to masz szansę zostać po rozmowie z panią Alicją, a nie połączeniu dwóch kropek 🙂
Wtedy nie musiałeś zamawiać abonamentu na prasę tylko znajoma kioskarka dla Ciebie odkładała,
To jednak zupełnie co innego niż odsyłanie gdzieś korespondencji prywatnej, co jest kłopotliwe i kosztuje, pomijając już stronę formalną, o czym wspominałem wyżej.
a poczta działała sprawniej.
Może i działała, choć ja osobiście błyskawicy w tej materii nie doświadczyłem, ale moje doświadczenia datują się dopiero od końca lat 70.
Badaczem i odkrywcą to masz szansę zostać po rozmowie z panią Alicją, a nie połączeniu dwóch kropek
Za to trzeba się zabrać, ale to nie aż takie proste. Jesteś w stanie pójść na spotkanie i tak avista wytrzepać z rękawa sensowne pytania? Ja doszedłem do wniosku, że nie bardzo i muszę najpierw usiąść do książki Szylaka.
Kustoszu, przy okazji, wiesz, co z drugim wydaniem?
Kustoszu, przy okazji, wiesz, co z drugim wydaniem?
W kwietniu Mariusz mi pisał, że książka "chyba ukaże się w tym roku". Trudno więc coś bliżej powiedzieć.
Chyba... Mówił Ci z czego te opóźnienia wynikają?
Chyba... Mówił Ci z czego te opóźnienia wynikają?
Zauważyłem, że to nie jest wygodny temat dla Mariusza.
Rozumiem.
Dobrnąłem wreszcie do końca „Księgi strachów” ale szło mi cholernie opornie. Tym razem wehikuł czasu nie zadziałał. Zwróciłem za to uwagę na jeden drobiazg.
Wiadomo, że wbrew pozorom, Hilda, tak jak i inni Niemcy występujący w tej historii jest obywatelką RFN. Mowa w końcu o frankfurckiej gazecie, w której pracuje Klaus i gazecie pana Webera, też z Frankfurtu, której wytoczono proces. Z koli Hilda pracuje na poczcie we Frankfurcie. Wiadomo, że chodzi o Frankfurt nad Menem (choć drugi człon nazwy nie pada) choćby dlatego, że spekuluje się o tym, że Haubitz może w przyszłości zostać ministrem w rządzie RFN. No i Klaus jadąc do Polski musi przejechać teren RFN i NRD. Zreszta cała ta historia z procesem nie mogłaby mieć miejsca w NRD.
Obywatelstwo Hildy może trochę dziwić bo w PRLu funkcjonował dość czytelny podział na złych Niemców z RFN i dobrych z NRD, a Nienacki zwykle wpisywał się w obowiązujące narracje. Pewnie dlatego, niezależnie od książkowych faktów, niektórzy przypisują Hildzie obywatelstwo NRD, robi tak np Piotr Łopuszański w swojej słynnej książce „Pan Samochodzik i jego autor”. Znalazłem trop, który mógłby wskazywać, że w pierwotnym zamyśle autora Hilda miała być jednak posiadaczką paszportu naszych zachodnich wtedy przyjaciół. Mamy taki cytat:
To koniec naszej wycieczki. Jutro pani Hilda pojedzie do Berlina…
Po co do Berlina? Do którego Berlina? Berlin to był raczej w NRD bo w RFN był Berlin Zachodni. Być może to zdanie jest pozostałością wcześniejszej wersji, w której Hilda mieszkała w Berlinie wschodnim czyli w NRD. Dlaczego potem uległo to zmianie? Być noże słabo trzymało się kupy, że obywatelka NRD czytuje gazety wydawane w RFN i miesza się do polityki innego państwa?
Bardzo celne spostrzeżenie!
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”