Ładowałem zakupy przed Biedronką (zakupy duże, trzy torby zapchałem), a za moimi plecami młoda matka wychowywała swoje dziecko (lat 4?) zbierające paragony, czy inne śmieci pod wiatą z wózkami:
- Dżezi! Dżezi! Zostaw! Dżesika! Dżesika! Czemu jesteś taka niedobra?!
Chwila na głębszy oddech matki i od nowa:
- Dżezi! Dżezi! Zostaw! Dżesika! Dżesika! Czemu jesteś taka niedobra?!
A młode nic, zbiera co zbierało i w ogóle nie reaguje na matczyne apele. Więc leci znowu:
- Dżezi! Dżezi! Zostaw! Dżesika! Dżesika! Czemu jesteś taka niedobra?!
Załadowałem zakupy, odstawiłem wózek na miejsce, a matka nadal nie ustawała ze swoim daremnym
- Dżezi! Dżezi! Zostaw! Dżesika! Dżesika! Czemu jesteś taka niedobra?!
Aż miałem chęć podejść i spytać "Kobieto, jak to dziecko może być dobre z takim imieniem?'.
Dżesika
Bardzo popularne imię ostatnio 🙂
Odpowiadając na pismo Urzędu Stanu Cywilnego w Warszawie w sprawie nadania dziecku płci żeńskiej imienia Jessica, wyjaśniam, że się go używa głównie w krajach anglojęzycznych; jest to żeńska forma biblijnego męskiego imienia Jesse (z hebrajskiego Isai). Imię Jesse czytamy w Polsce po polsku zgodnie z zasadami polskiej pisowni. Do takiej wymowy (zgodnej zresztą z łacińsko-rzymską) przyzwyczaiły Polaków słowa od kilkuset lat czytane w polskich kościołach. Jesse jest imieniem ojca króla Dawida. Wspominają o Jessem dwaj ewangeliści: św. Mateusz i św. Łukasz w rodowodach Jezusa. Według św. Mateusza „[...] Booz był ojcem Obeda, a matką była Ruth. Obed był ojcem Jessego, a Jesse ojcem króla Dawida”. Według św. Łukasza był Jezus, „jak mniemano”, potomkiem „Dawida, syna Jessego, syna Jobeda”. W języku angielskim imię Jesse wymawia się jak [dżesi], podobnie jak imię Jesus (czyli Jezus), które - jak wiadomo - po angielsku wymawia się jako [dżizes]. Skoro ani imienia Jezus, ani imienia Jesse nie wymawiamy dotychczas z angielska przez [dżi-], mamy prawo oczekiwać, że i pochodzące od imienia Jesse imię żeńskie będzie się wymawiać jako [jesika] z akcentem na przedostatniej sylabie, tzn. na i, a nie na początkowej, tzn. e, jak po angielsku. Trudno jednak propagować formę, której bodajże dziś nikt nie używa. Ponadto odpowiadając na Państwa pytanie, czuję się zobowiązany uchwałą Komisji Kultury Języka Komitetu Językoznawstwa PAN sprzed dwóch lat. A odpowiedni fragment tej uchwały brzmi tak: „Przy nadawaniu nowych imion, na które moda szybko przemija i które mogą nie wejść do zbioru polskich imion, zaleca się stosowanie obcej oryginalnej pisowni, np. [...] Jessica, a nie Dżesika”. Do tego dodaję swój własny komentarz: Piszemy JESSICA i wymawiamy [jeśica]. Na początku [jes-] takie samo jak w Jesse, a na końcu [-ica], jak w południowosłowiańskim imieniu Marica czy w polskim wyrazie pospolitym kocica. A jeżeli ktoś będzie sobie Jessicę nazywał [dżesiką|, to jego sprawa. Jeden z moich znajomych, snobizujący się na Anglika, ma na imię Edward, ale jest naprawdę szczęśliwy, kiedy się go − zgodnie z angielską wymową − nazywa [edłed].prof. Walery Pisarek na stronie Rady Języka Polskiego; 2004 r.
🤣 🤣 🤣
Aż miałem chęć podejść i spytać "Kobieto, jak to dziecko może być dobre z takim imieniem?'.
Myślę, że przesadzasz. Wejście do UE bardzo zmieniło pogląd na te sprawy. Jaką masz gwarancję, że rodzina nie mieszka w Anglii i nie przyjechali do babci w odwiedziny, wtedy też to imię by było takie złe?
Twtter is a day by day war
Mamy teraz niesamowity "mix" imion wśród małych dzieci. Analizując napisy na szafeczkach u mojej córki w przedszkolu to wśród chłopców jest kilku Szymonów, Jakubów, Janków, Maksów, Wojtków, Stasiów, Karolów, Adasiów, Filipów, a wśród dziewczynek jest zarówno Diana jak i Anna, Krysia, Lenka, Kornelia, Iga, Marysia, Maja, Michalina. Dzieci wcale nie są zdziwione, że ktoś się nazywa inaczej. Po prostu przyjmują, że to jego imię i tyle. To raczej my dorośli mamy z tym problem, bo jakieś imię wydaje nam się "nieodpowiednie".
W przedszkolu jest pewnie OK, problemy mogą się zacząć w szkole i później.
Mnie w sumie nie przeszkadzają te różne Dżesiki, wydają się jedynie lekko pretensjonalne.
Bardzo górnolotny tytuł wątku, Hebius, jak na meritum, którym się zajmuje:) Tylko co to jest to "miećcie"? "Miejcie" może.
Tylko co to jest to "miećcie"? "Miejcie" może.
"Zamiatajcie" raczej.
A co do imion - nie jestem obiektywna, ponieważ w "moich" czasach dziwne imiona zdarzały się rzadko. W pięciu "grupach edukacyjnych", do których przyszło mi należeć, nie było żadnego. Nawet ukraińska koleżanka ze studiów nazywała się Weronika. Jeśli już trafiała się osoba o nietypowym imieniu to raczej wiązało się to z idolami telewizyjno-muzycznymi, niż z pochodzeniem. A uważam, że nazwanie córki Sabrina po piosenkarce lub Izaura po bohaterce telenoweli nie najlepiej świadczy o rodzicach. I mam wrażenie, że takie postrzeganie "dziwnych" imion w moim pokoleniu jest nadal żywe, choć w dużej mierze podświadome.
Trzeba by rzeczywiście przeprowadzić wywiad wśród młodszych pokoleń...
Inna sprawa - mogę zaakceptować, że rodzice dają córce na imię Esmeralda. Ale tego, że (przykład z życia) wołają na nią zdrobniale "Smerdka" - NIE.
Tak mi się z imionami skojarzyło: w Holandii miałam kolegę Mariana. No i biedak miał często różne komplikacje, bo to żeńskie imię w języku angielskim 😀
Po pierwsze - proszę zwrócić uwagę w jakim dziale został założony ten temat. W śmietniczku, który ma być sukcesywnie czyszczony.
Po drugie - tutaj nie ma żadnego meritum. Napisałem coś, co mi nigdzie nie pasowało i nawet nie tyle, że chciałem się tym pochwalić, co gdzieś zwyczajnie wrzucić, żeby nie było, że zmarnowałem tylko czas na pisanie tego tekstu. A tytuł taki, a nie inny, bo lubię łaczyć górnolotne z pospolitym czy absurdalnym.
Po trzecie - nie no sorry, jakie zamiatajcie, jakie miejcie? Nie poznajecie cytatu z Pisma Świętego (Mt 7,6) o perłach rzucanych przed wieprze? Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego:
Nie poznajecie cytatu z Pisma Świętego (Mt 7,6) o perłach rzucanych przed wieprze?
Ja ten cytat znam w mniej archaicznym brzmieniu: Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed wieprze. Ale masz rację, ten Twój jest dosłownym cytatem z Biblii Wujka zdaje się.
Tak, to Jakub Wujek. Cały tekst jest dostępny on line: http://www.madel.jezuici.pl/biblia/
Obrazek sprzed kilku dni, z początków prawdziwej, białej i mroźnej zimy.
Cztero-, może pięcioletnia dziewczynka tarza się w śniegu na przyblokowym placu zabaw.
- Choć do domu - prosi matka.
- Nie!
- Dam ci komórkę - kusi mama. - Będziesz mogła zainstalować nową grę.
Hmm... zastanawiam się Hebius jak zinterpretować to info w kontekście tego górnolotnego, metaforycznego tytułu wątku:)
Jeśli chodzi o interpretację zawsze postawiam całkowicie wolną rękę czytelnikom.
Obrazek sprzed kilku dni, z początków prawdziwej, białej i mroźnej zimy.
Cztero-, może pięcioletnia dziewczynka tarza się w śniegu na przyblokowym placu zabaw.
- Choć do domu - prosi matka.
- Nie!
- Dam ci komórkę - kusi mama. - Będziesz mogła zainstalować nową grę.
A mówią, że to te nowe pokolenie takie przyklejone do ekranów, ciekawe.
Nikt się przecież nie rodzi uzależniony od elektroniki. To dzięki usilnej pracy rodziców dzieci nabywają tego pociągu do komórek i pozostałych ekranów.
Nikt się przecież nie rodzi uzależniony od elektroniki. To dzięki usilnej pracy rodziców dzieci nabywają tego pociągu do komórek i pozostałych ekranów.
Nie tylko. To jest jak śniegowa kula. Inne dzieci mają to ja też, ja mam to i inne dzieckomusi mieć, inne ma lepsze to i ja muszę lepsze etc.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
Dobrego konsumenta należy sobie wychować od dziecka. Bez tego nie będzie dorosłego, który zmienia co rok, czy dwa komórkę. Jestem z pokolenia, które uniknęło takiego warunkowania, dlatego używam od 2012 roku jednego i tego samego telefonu komórkowego, co jest niewątpliwą szkodą dla producentów elektroniki.