PAN SAMOCHODZIK I PERŁY KSIĘŻNEJ DAISY
Z Zamkiem Książ, w którym właśnie byliśmy z Milady wiąże się pewna około samochodzikowa historia. Iga Karst, zadebiutowała w roli kontynuatorki serii Pan Samochodzik wydawanej przez wydawnictwo Warmia książką „Pan Samochodzik i perły księżnej Daisy” (tom numer 76).
Każdy coś tam pewnie słyszał na temat słynnego naszyjnika z pereł o długości 6 lub 7 metrów, który Hans Heinrich XV Hochberg książę von Pless podarował swojej żonie Daisy. O tym co stało się z naszyjnikiem po śmierci Daisy krążą legendy. Według jednej z wersji, księżna została pochowana wraz z naszyjnikiem, a miejsce jej pochówku owiane jest tajemnicą. I ta właśnie historia stała się kanwą powieści Igi Karst.
Księżna Daisy Hochberg von Pless w swoim naszyjniku.
Niestety, o książce tej nie mam do powiedzenia zbyt wiele dobrego. Przede wszystkim, nie udany zabieg ze zmianą osoby narratora. Dotychczas, we wszystkich kontynuacjach serii narratorem był Paweł Daniec, młody współpracownik pana Tomasza, który przejął po nim pałeczkę w samodzielnym referacie do zadań specjalnych Ministerstwa Kultury i Sztuki (czy jak ono się tam w owym czasie nazywało). Tymczasem, autorka postawiła na pierwiastek kobiecy i narratorką uczyniła Zosię, siostrzenicę Tomasza, co w mojej ocenie niepotrzebnie destruuje ramy tej serii, która i tak jest już wystarczająco od sasa do lasa. Postać Zosi, jako małoletniej jeszcze dziewczyny, została wprowadzona do serii przez samego Nienackiego (chyba) w nieudanym tomie „Nieuchwytny kolekcjoner”, ukończonym po śmierci pisarza przez innego autora – Jerzego Szumskiego.
Tutaj Zosia jest już młodą kobietą, w dodatku gwiazdą pop, która kręci teledysk na Zamku Książ. Myślę, że już tylko te informacje wystarczą żeby zniechęcić do lektury 90% fanów Pana Samochodzika. Mnie w każdym razie bardzo raziło skrzyżowanie klimatu zagadki historycznej z krzykliwą atmosferą szołbiznesu rodem z tabloidów. Do tego przewidywalna i mało wciągająca intryga, plastikowi bohaterowie, popisujący się naiwnością przy każdej okazji.
Książka ma nierówny styl, sporo niezręczności językowych i niepoprawnych konstrukcji gramatycznych. Drewniane dialogi, o dziwo, sąsiadują niekiedy z całkiem zgrabną frazą.
Czy są więc jakieś plusy? Są. Dość zgrabnie wplecione w akcje opisy historyczne (inni kontynuatorzy mają z tym spory kłopot). Brak bijatyk i przekombinowanych rozwiązań fabularnych w hollywoodzkim stylu (poza pływającym Ferrari).
A wracając do pereł księżnej. Cóż, w legendzie jak to w legendzie prawdy zbyt wiele nie ma. Fakty na temat losu pereł są najprawdopodobniej znacznie bardziej prozaiczne. Zainteresowanych odsyłam TUTAJ.
Na koniec kilka impresji z pięknego, monumentalnego ale cholernie zatłoczonego Książa.
Wśród zalewu mniej lub bardziej nieudanych kontynuacji, ta zdecydowanie wygrywa moim zdaniem w konkursie na najsłabszą...pani Iga Karst sprawiła, że na długi czas porzuciłem czytanie ,,dorabianych samochodzików,,...a słyszałem, że jej kolejne samochodzikopisanie jest jeszcze gorsze.
Wśród zalewu mniej lub bardziej nieudanych kontynuacji, ta zdecydowanie wygrywa moim zdaniem w konkursie na najsłabszą...pani Iga Karst sprawiła, że na długi czas porzuciłem czytanie ,,dorabianych samochodzików,,...a słyszałem, że jej kolejne samochodzikopisanie jest jeszcze gorsze.
No proszę, ktoś czytał. I nie jest to jej pozycja najsłabsza, bo "Podziemia Wrocławia" są znacznie gorsze, innych nie znam. Ale do dna i tak jeszcze daleko. Takie "Strachowisko" Burnego albo "Lalka" Czarnika osiągnęły takie Himalaje żenady, że brak w słowniku ludzi cywilizowanych odpowiednich słów by ją opisać. Mimo wszystko wkrótce spróbuję:)
Ja, dla odmiany, przeczytałem "Eldorado" tejże autorki.
Zaczynam od tego, że cały czas, z uporem maniaka, autorka twierdzi, że w rodzinie pana Tomasza popełniono kazirodztwo bowiem dzieci siostry Pana Tomasza (Zośka i Jacek) twierdzą, że Pan Samochodzik jest ich stryjem (czyli bratem ojca). Razi mnie to straszliwie.
Wracając do książki, to jest... fatalna. Jedynym plusem jest wskazanie pałacu w Krobielowicach jako miejsca wartego zobaczenia, aczkolwiek unikam zwiedzania pałaców-hoteli chyba, że mogę w nich przenocować i ewentualnie to w tym wypadku jest opcją.
Pozostałe elementy czyli fabuła to porażka na całej linii, w historyczną zagadkę, która swoją drogą jest beznadziejnie wymyślona i jeszcze gorzej rozwiązana, wpleciona została zupełnie bez sensu wyprawa do Ameryki Południowej w poszukiwaniu tytułowego Eldorado. Wyraźnie autorkę poniosły wodze fantazji i wydawało jej się, że wylot do Meksyku i Peru oraz ekspedycja poszukiwawcza w dżungli amazońskiej to jak wyjazd w Bieszczady. Do dżungli wysłała wprawdzie bohaterów pod przewodnictwem byłego komandosa ale pozwoliła wszystkim na tę wyprawę bez stosownych szczepień i jakiegokolwiek treningu, a doświadczony kierownik wyprawy zmusił uczestników do założenia nie rozchodzonych butów bezpośrednio przed wejściem do dżungli, nie potrafił odróżnić węża od żmii i nie wiedział jaką surowicę miał w apteczce. Do tego autorka dorzuca sporo nieścisłości w historii, którą wplata w treść książki.
No i finał metodą Batury (czyli rozwalmy co się da i jeszcze parę innych miejsc) w obecności Pana Samochodzika powoduje, że książka zupełnie nie jest samochodzikowa.
Twtter is a day by day war
Ja, dla odmiany, przeczytałem "Eldorado" tejże autorki.
Ja już nie przeczytam. Wystarczą te dwie, które zmęczyłem. Widzę, że akcja w Ameryce Południowej na zasadzie, jak mały Jasio wyobraża sobie wyprawę do dżungli. Ciekawe czy istnieje poziom głupoty, który nie przeciśnie się przez sito redaktorów z Warmii.
Widzę, że akcja w Ameryce Południowej na zasadzie, jak mały Jasio wyobraża sobie wyprawę do dżungli.
O to chyba dobre określenie.
Ciekawe czy istnieje poziom głupoty, który nie przeciśnie się przez sito redaktorów z Warmii.
Wątpię aby tam było jakieś sito. Biorą wszystko jak leci.
Twtter is a day by day war