Kilka ogólnych refleksji po lekturze trzech pierwszych tomów autorstwa pana Irskiego vel Sewastianowicza - „Skarb UB” (tom nr. 110), „Leśna samotna” (tom nr. 112) i „Depozyt hrabiego Paca” (tom nr. 113).
Tomy Irskiego stanowią pewien mini cykl w ramach kontynuacji serii przygód Pawła Dańca tworzonej chaotycznie przez rozmaitych autorów, bez jakiejkolwiek dbałości o spójność kolejnych części. Akcja wszystkich trzech książek rozgrywa się na Suwalszczyźnie, spotykamy tych samych bohaterów pierwszego i drugiego planu, a niektóre wątki zazębiają się. Dlatego też, książki te należy czytać w kolejności chronologicznej. Ja zrobiłem dokładnie odwrotnie co np. całkowicie niweczy suspens drugiego tomu (choć pewnie i tak łatwy do przewidzenia).
Powieści Irskiego to przede wszystkim wielka promocja Suwalszczyzny, jak rozumiem ukochanej małej ojczyzny autora z domieszką autopromocji ponieważ uczynił on siebie pełnoprawnym bohaterem powieści. Znajdziemy w nich swoiste greatest hits miejscowych smaczków. Irski wykorzystuje każdy najmniejszy nawet pretekst żeby wpleść jakąś lokalną opowieść - o Witoldzie Urbanowiczu, Andrzeju Wajdzie, bokserze Abe Holenderskim, czy dowódcach oddziałów partyzanckich walczących na Suwalszczyźnie. I choć często gawędy te nie łączą się wcale z treścią książki, mnie to nie przeszkadza. Widać w nich pasję i lokalny patriotyzm, który cenię. Zupełnie inaczej niż u większości kontynuatorów gdzie podobne wątki to często sztuczne implanty przeniesione metodą Copy’ego-Paste’a z Wikipedii lub w najlepszym razie z przewodnika.
Znacznie gorzej wychodzi Irskiemu konstruowanie ciekawej zagadki historycznej. W przypadku „Skarbu UB” i „Leśnej samotni” i tak wygląda to znacznie lepiej niż w „Depozycie hrabiego Paca”, moim zdaniem zdecydowanie najsłabszym z przeczytanych tomów. Ale i w tych dwóch książkach rozgrywka, której stawką jest skarb nie porywa. Sama zagadka nie jest wyzwaniem zbyt wymagającym intelektualnie, brakuje godnych rywali, konkurenci chcą po prostu zagarnąć owoce starań Dańca nie trudząc się poszukiwaniem rozwiązania na własną rękę.
W „Depozycie” nie podobała mi się charakterystyka postaci. Na szczęście w dwóch pozostałych książkach jest inaczej. Dalej denerwują mnie bliźniacy i wątki kibolskie, które wprowadzają do fabuły, ale ponieważ występują tutaj na drugim planie (inaczej niż w „Depozycie”) jest to znacznie bardziej strawne. Za to Gubernator, sam autor, kłusownicy i pozostali mieszkańcy podsuwalskich wiosek to postacie barwne i budzące sympatię. Warto za to popracować nad znacznie bardziej esencjonalnym poprowadzeniem wątku kobiety – konkurentki i muzy głównego bohatera. Galeria pań w kanonicznych tomach Nienackiego jest niezwykle bogata i trudno je sobie wyobrazić bez Karen, Marty, Milady czy Bajeczki. A tutaj? Niewykorzystana Magda w „Depozycie” i Rita – zaledwie szansa na Gretę Herbst w „Skarbie UB” i „Leśnej samotni”.
DEPOZYT HRABIEGO PACA
Szansą na dobrą powieść jest intrygujący pomysł. Potem pozostaje zatrudnić fascynujących bohaterów oraz umiejętności i warsztat przekuć w ciekawe prowadzenie fabuły, tak żeby pomysłu nie zepsuć i szansę na dobrą powieść wykorzystać.
Tutaj tej szansy nie było, więc historia zaserwowana nam przez autora jest słabiutka. Zaczyna się obiecująco, ale pomysłu wystarczyło na zawiązanie akcji, potem zwyczajnie nie ma wokół czego snuć intrygi. Skarb jest tu ledwie pretekstem i akcja książki przebiega właściwie obok, nie przynosząc żadnych dalszych wskazówek czy zwrotów akcji pozwalających czytelnikom wraz z bohaterami podążać śladem historycznej tajemnicy. Bardzo łatwo się też domyślić kim jest ów konkurent do skarbu (są po prostu dwie możliwości, z których pierwsza jest nazbyt oczywista) i suspens a’la Kloss niczego w tym względzie nie zmienia..
Wraz z bohaterami uczestniczymy w mało interesującym spływie tratwą z biegiem Biebrzy. Każdy dzień to powtarzający się schemat wypełniony jałowymi dialogami, nieśmiesznymi żartami, zapychaczami treści nic niewnoszącymi do akcji książki (jak denerwujące wątki kibolskie), kończący się wieczornym biesiadowaniem przy ognisku. Szkoda, że autor podobnie jak większość kontynuatorów zapomniał, że wyrazista postać to nie to samo co karykatura (Milady, Misiaczek). Tak przerysowane postacie zdarzały się też u Nienackiego w późniejszych tomach (np. Lejwoda i jego asystentka), ale są to akurat najsłabsze wzorce. Z drugiej strony mamy postacie zupełnie amorficzne jak wnuczki Milady, niewykorzystane jak Magda albo irytujące jak bliźniacy (BTW ich wyjątkowe podobieństwo do niczego się nie przydaje).
Nie znajduję tu atmosfery zagadki historycznej ani klimatu samochodzikowych wakacji. Trzeba czegoś więcej by słowa skreślone na kartach książki niosły ze sobą plusk wody, szum wiatru w przybrzeżnych trzcinach czy zapach ogniska płonącego nad brzegiem rzeki.
Kilka ogólnych refleksji po lekturze trzech pierwszych tomów autorstwa pana Irskiego vel Sewastianowicza
Czuję się bardzo zniechęcona ....
Przeczytałam kilka tomów autorstwa pana Irskiego. Była to przyjemna lektura, bez rzucania książką o ścianę, choć w przypadku kilku pomysłów byłam zwyczajnie wkurzona. Mój problem polega na tym, że bardzo słabo zapamiętałam te książki, a to, co zapamiętałam, zlało się w jedną masę. Potrafię przywołać kilka epizodów, ale nie potrafię dopasować ich do poszczególnych tomów...
Mój problem polega na tym, że bardzo słabo zapamiętałam te książki, a to, co zapamiętałam, zlało się w jedną masę. Potrafię przywołać kilka epizodów, ale nie potrafię dopasować ich do poszczególnych tomów...
Mam podobny problem co Ty. Kiedy patrzę na spis książek tego autora ciężko mi dopasować fabułę do tytułu. Napisałam jedno zdanie o Kronikarzu z UPA, ale po przemyśleniu to nie jestem pewna czy o tę właśnie książkę chodzi. Irski zdecydowanie pisze najlepsze kontynuacje chociaż ostatecznie do każdej miałam jakieś zastrzeżenia. Głównie wtręty polityczne i często miałam wrażenie, że dobrze zawiązywał akcję i wymyślał ciekawe zagadki a później rozczarowywał mnie sposobem prowadzenia. Musiałabym przekartkować daną książkę, żeby sobie przypomnieć co o niej sądziłam.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
KRONIKARZ Z UPA
Nie mam wiele do powiedzenia o tej książce. Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda więc mimo nie najlepszych przeczuć „Kronikarza z UPA” (tom nr. 143) postanowiłem przeczytać. I jestem twardzielem bo bohatersko dobrnąłem do końca.
Historia składa się z nudnego, niemrawego wątku głównego i licznych, kompletnie zbędnych dygresji okraszonych w większości niepotrzebną wiedzą historyczną z przewodnika. Do tego obowiązkowe hymny pochwalne na temat piwa i aluzje polityczne niskiego lotu, nie wiem po kiego grzyba. Zwłaszcza, że publicystyczne wtręty starzeją się najszybciej. Straszna chała niestety.
Irski zdecydowanie pisze najlepsze kontynuacje
Straszna chała niestety
...i bądź tu człowieku mądry 😉
...i bądź tu człowieku mądry 😉
Sam się przekonaj. W każdym razie pierwsze trzy kontynuacje Irskiego, o których piszę wyżej są znacznie lepsze od "Kronikarza Zupy". Innych nie czytałem.
Żadnej z tych książek nie czytałam, nie miałam parcia i chyba słusznie...
Ja chyba zacznę czytać kontynuacje dla wyrobienia sobie opinii. Zostanę potem głównym krytykiem twórczości "nowych samochodzików"
Wczoraj zmarł Andrzej Irski (Ireneusz Sewastianowicz). Podobno długo walczył z chorobą. Byłem krytykiem jego powieści kontynuujących serię Pan Samochodzik, ale muszę przyznać, że posiadał swój rozpoznawalny styl, a jego książki wspaniale promowały Suwalszczyznę, małą ojczyznę, którą kochał. R.I.P.
Poznałam Andrzeja Irskiego. W Suwałkach właśnie. On naprawdę lubił te okolice. I mimo wad w jego książkach, pisał najlepsze kontynuacje Pana Samochodzika. Dopiero dziś dopadła mnie uporczywa myśl "pisał".
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Niestety przeczytałem Depozyt. Książka jest nudna jak flaki z olejem ze sporą ilością baboli. Niby wszystko jest samochodzikowe - wakacje, woda, zagadka, czarny charakter. Ale to zupełnie nie to. Zagadka jest prosta, skarb jest tam gdzie miał być, żadnych haczyków, kolejnych tropów takie 2+2. Dlaczego nudna? Ano dlatego, że przez połowę książki autor opisuje jak bohaterowie płyną tratwą Biebrzą, tu trzciny, tam bagno, tu kaczki, tam droga na Ostrołękę. Przygody, które nic nie wnoszą do zagadki też mierne - wątek kibicowski świadczy o totalnej ignorancji autora w tym temacie, zarówno jeśli chodzi o przeklinanie na stadionach (Paweł chodził kiedyś bo później to tak zaczęli przeklinać, że nie mógł tego słuchać - akurat jest odwrotnie) jak i udział dzieci w awanturach stadionowych - bitwa kibiców Jagiellonii z kibicami Wigier pomiędzy trzynastolatkami, nawet wyrośniętymi to przepraszam ale raczej okładanie się pompkami do rowerów, ta sama paranoja gdy 13/14 latkowie mają pomysł, że mogą mieć zwarcie z podchmielonymi chłopami z wioski, którzy kibicują lokalnej drużynie. W najlepszym przypadku by dostali kopa w cztery litery i się popłakali. Kolejna ignorancja autora to menu dla psa - mięso z grilla i czekolada oznaczone są w necie hasztagiem #błędyżywieniowe... Do tego wszystkiego dochodzi ciamajdowaty i mocno niesympatyczny Paweł Daniec i głupawe i niesympatyczne dzieci, z którymi podróżuje. Całość mocno mierna.
BTW - gdybyście mieli powierzyć czternastolatków obcemu człowiekowi na wyjazd wakacyjny to byście je wsadzili do autobusu żeby się przesiadały w obcym mieście czy raczej byście oczekiwali, że typ przyjedzie po podopiecznych 70 dodatkowych kilometrów i zabierze Wasze dzieci? Czy typ, który o 7 rano dowiaduje się, że dzieciaki utknęły 30 km od miejsca docelowego i następny autobus mają za 4 godziny, nie jedzie po załogantów tylko wygrzewa się nad wodą przez następne 5 godzin to osoba na tyle odpowiedzialna, że powierzylibyście im swoje dzieci?
Twtter is a day by day war
Wczoraj zmarł Andrzej Irski (Ireneusz Sewastianowicz). Podobno długo walczył z chorobą.
Kurde, gdzieś mi ta informacja uciekła. Wielka szkoda, to był fajny kontynuator samochodzików. Bardzo lubiłem te jego niespieszne fabuły, sielankowość i przaśność. Miał co prawda tendencję do politykowania ale za bardzo mi to nie przeszkadzało bo miał zbliżone do moich poglądy. Szkoda, że nie napisze już nic więcej. Myślę, że nie bez wpływu na jego zdrowie pozostawała sprawa z jego żoną. Ostatnio nawet wspominałem jak to mój syn zajął jedyne miejsce siedzące na pieńku na Górze Zamkowej, a Irski nie mogąc złapać tchu sapał nieopodal. No cóż, zostanie mi po nim chociaż autograf.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
Ja mam niestety zupełnie inną opinię o jego kontynuacjach. Na plus trzeba niewątpliwie zaliczyć brak karabinów, bomb, komandosów i tego całego sztafażu.
Książki są też napisane poprawnym językiem. I to wszystko dobrego, co o nich mogę powiedzieć.
Niestety, książki te są przeraźliwie nudne. Irski zwyczajnie nie potrafi zawiązać składnej, interesującej i wciągającej fabuły. Jego książki to zbiór epizodów - czasami są śmieszne, ale dla akcji na ogół nic z nich nie wynika. Sama zaś akcja rozłazi się jak stare gacie. Przeczytałem ze trzy czy cztery kontynuacje tego autora i nic z nich nie pamiętam, poza tym że bohater nazywał się Krzysztof Płatek. Fabuła? - no czegoś tam szukali. Zawsze szukają. Za to pamiętam kilkunastostronicowy opis jakiegoś zjazdu czy zlotu drwali. Nie przypominam sobie, żeby miał jakiekolwiek znaczenie dla fabuły, jeśli nawet to było ono minimalne.
Niestety, każda książka składa się z głównie z podobnych perełek.
Poglądy polityczne autora... - no ja w sumie też mam zbliżone, ale nie po to człowiek sięga po książkę przygodową, żeby czytać o polityce. A jeśli już musi być ta polityka... Posłużę się przykładem innego autora, mianowicie Andrzeja Pilipiuka. On akurat ma poglądy diametralnie odmienne od moich, i też czasami je uzewnętrznia, ale książki i opowiadania pisze (moim zdaniem) świetne, więc więc jestem w stanie te wtręty ścierpieć. U Irskiego mnie drażnią, mimo że poglądy niby "moje".
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
Niestety przeczytałem Depozyt. Książka jest nudna jak flaki z olejem ze sporą ilością baboli. Niby wszystko jest samochodzikowe - wakacje, woda, zagadka, czarny charakter. Ale to zupełnie nie to.
Widzę Pawle, że mamy wyjątkową zbieżność ocen przeczytanych kontynuacji. Jeśli po Czarniku planujesz zgłębić twórczość Irskiego, to pamiętam, że jego pierwsze dwa tomy ("Skarb UB" i "Leśna samotnia") są trochę lepsze od "Depozytu", choć oczywiście rewelacji nie należy się spodziewać. Tylko przeczytaj je w odpowiedniej kolejności.
Książki są też napisane poprawnym językiem. I to wszystko dobrego, co o nich mogę powiedzieć.
Niestety, książki te są przeraźliwie nudne. Irski zwyczajnie nie potrafi zawiązać składnej, interesującej i wciągającej fabuły. Jego książki to zbiór epizodów - czasami są śmieszne, ale dla akcji na ogół nic z nich nie wynika. Sama zaś akcja rozłazi się jak stare gacie.
Otóż to.
Widzę Pawle, że mamy wyjątkową zbieżność ocen przeczytanych kontynuacji.
Tak, zwróciłem na to uwagę, czyli nie jest tak źle ze mną, że wszystko krytykuję.
Jeśli po Czarniku planujesz zgłębić twórczość Irskiego, to pamiętam, że jego pierwsze dwa tomy ("Skarb UB" i "Leśna samotnia") są trochę lepsze od "Depozytu", choć oczywiście rewelacji nie należy się spodziewać. Tylko przeczytaj je w odpowiedniej kolejności.
Czytam trochę losowo ale wezmę pod uwagę, jeśli mam obie książki.
Twtter is a day by day war
Pamiętam, że byłem jednym z nielicznych, którym podobała się Klątwa Jaćwingów. Tam rzeczywiście mało co się dzieje, ale za to to mało jest za-je-bis-te! Polecam, może ktoś jeszcze podzieli moje zdanie o tej pozycji.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
"Skarb UB", ciekawy pomysł na zagadkę i fatalne poszukiwania skarbu, nieco mniej nudne ale równie rozciągnięte, z niepotrzebnymi i głupawymi wątkami pobocznymi. Znów idiotyczne wykazywanie się alergią na piłkę nożną bez jakiejkolwiek znajomości tego tematu (podejrzewam, że autor należał do grupy "nie pójdę na mecz bo tam biją i przeklinają", "a byłeś kiedyś na meczu?", "nie bo tam biją i przeklinają".), do tego jakiś zupełnie durny wątek z celebrytą. Całość jest nieudolną kopią "Szatana z siódmej klasy", nieudolną bo brakuje tego co najważniejsze w takich książkach mianowicie kolejnych zagadek z podpowiedziami, tutaj autor wali autostradą z jednym pit-stopem, cała reszta to wątki poboczne. Do tego dochodzą elementy, które dla zwykłego człowieka eliminują możliwość przeżycia podobnej wakacyjnej przygody - zbuntowany agent i dziwacy z ABW oraz głupawe wątki polityczne.
Jedynym ciekawym pomysłem jest wplątanie się autora w historię. Ktoś wie, czy oparte na faktach (w sensie zwyczajów autora i jego rodziny, ewentualnie historii skarbu) czy to już fantazja? W każdym razie to akurat się autorowi udało.
Twtter is a day by day war
O cholera, zjechałeś tę książkę bardziej ode mnie:) Prawie nic już nie pamiętam, ale pewnie masz rację. Wszystkie elementy, które wytknąłeś to znak firmowy Irskiego. Nigdy nie mogłem pojąć dlaczego na starym forum Irski uważany jest za dobrego kontynuatora.