Nie może tu zabraknąć wątku o jednym z moich ulubionych autorów. Waldemar Łysiak, postać cholernie skomplikowana. Temat tak rozległy, że nie sposób rozstrzygnąć go jedną klarowną oceną, lubię bądź nie lubię Łysiaka. Czasami go uwielbiam, czasami nie znoszę. Bardzo kontrowersyjna postać. Mitoman i efekciarz, ale i erudyta, megalomanii Nienackiego nawet nie widać przy megalomanii Łysiaka. Jego pisarstwa nie da się zaszufladkować, eseje, powieści, opowiadania, publicystyka historyczna i polityczna, liczne monografie na wiele tematów (Talleyrand, Książę Józef Poniatowski, Frank Lloyd Wright, napoleońskie fortyfikacje, Saska Kępa, sztuka, bibliofilstwo. literatura) i sam już nie pamiętam co jeszcze. Sąsiadują tu rzeczy, moim zdaniem wybitne („Cena”, „Cesarski poker”, „Talleyrand”), bardzo dobre („Dobry”, „Szachista”, „Napoleniada”, „Empirowy pasjans, „Francuska ścieżka”, „Wyspy zaczarowane”, „Asfaltowy Saloon” ) i okrutnie mierne („Satynowy magik”, „Ostatnia kohorta”, „Lider”, „Kielich”). Nie wymieniam tu „Fletu z Mandragory” i „Statku”, których nie potrafiłem docenić, a które maniacy twórczości Łysiaka zazwyczaj cenią wysoko.
Nie znam drugiego takiego pisarza, który z piedestału wielkiej sztuki stoczył się do poziomu podrzędnej grafomanii. Władający lekkim piórem erudyta piszący ze swadą fantastyczne książki o czasach napoleońskich, stał się karykaturą samego siebie, powielającym w nieskończoność swoje pomysły, tezy, fobie a nawet cytaty, gubiąc po drodze kunsztowny styl na manowcach niekończących się dygresji, dygresji od dygresji, przesadnie długaśnych zdań, grubych słów i wulgarnych metafor. Ta maniera stała się tak nieznośna, że zrezygnowałem w ogóle z czytania jego nowych produkcji. Osobna sprawa to publicystyka polityczna, lewitująca gdzieś w okolicach Saturna, bo już nawet nie Marsa.
Ale… gdybym na bezludną wyspę mógł zabrać tylko trzy książki, jedną z nich byłaby książka Łysiaka.
CENA
Jeżeli ktoś chciałby zajrzeć do świata książek Waldemara Łysiaka polecam „Cenę”. Jest tam cała kwintesencja stylu Łysiaka w niewielkiej objętościowo książce, pierwotnie pomyślanej jako dramat w ośmiu aktach a ostatecznie przerobionej na powieść (powieść dialogową jak nazywa ją autor). Istotą książki jest konieczność zmierzenia się z problem etycznym wyboru mniejszego zła. W trakcie nocnej wieczerzy gospodarz i dwunastu zaproszonych gości muszą podjąć jednomyślną decyzję, których czterech z dziesięciu, aresztowanych przez Niemców, wybitnych obywateli miasteczka zostanie wykupionych od śmierci oraz…… (reszty nie zdradzę). Czas mają tylko do rana, ponieważ rankiem odbędzie się egzekucja aresztowanych. Moim zdaniem fascynująca książka.
Wreszcie, po wielu latach doczekałem się „Ceny” zrealizowanej w teatrze TV. Fajnie, że ktoś wziął się za ten tekst, ale cóż… Za dobrze znam „Cenę” i za bardzo ją cenię żeby jakakolwiek adaptacja mogła mnie zadowolić, więc i ta pozostawiła bardzo duży niedosyt. Creme de la creme książkowej „Ceny” są potyczki słowne, brawurowe szarże polemiczne profesora Stańczaka toczone z innymi uczestnikami wieczerzy. Zwłaszcza z księdzem Hawryłko, który niezliczoną ilość razy leży na deskach. A tego tutaj prawie nie ma. Przez to brakuje w zasadzie głównej osi sporu a rola błazna i rola sumienia traci swoją symbolikę. Toczonej dyskusji brakuje też ognia i licznych dygresji, manowców, na które wciąż sprowadzał ją któryś z uczestników, a więc i wrażenia absurdalnego kontrastu między błazeństwem a powagą sprawy, którą miano rozstrzygnąć. „Cena” Łysiaka jest wielowymiarowa, „Cena” Zelnika, płaska.
Kreacje aktorskie oceniam przyzwoicie ale ról oscarowych tam nie widzę. Pozytywnie wyróżniał się Wakuliński w roli Stańczaka, który niestety miał mniej do zagrania niż można by się było spodziewać. Rozczarował mnie trochę Barbasiewicz jako hrabia Tarłowski, a Pacek jako Muller to już kompletna porażka. U Łysiaka Muller jest wcieleniem Mefistofelesa, demonicznym parweniuszem o arystokratycznych manierach, czystym rasowo produktem nazistowskiej hodowli aryjczyków, A Pacek? Szkoda gadać.
Sztuka trwa godzinę i 20 minut. Gdyby dać jej jeszcze 20 minut więcej, chyba udałoby się zmieścić większość dialogów z oryginału, których mi tutaj brakuje. Szkoda, ale takie są pewnie wymogi telewizyjnej ramówki. Całość oceniam jako poprawną, ale tylko tyle, choć zdaję sobie sprawę, że bardzo trudno byłoby mnie zadowolić. Tak czy inaczej polecam. I książkę i adaptację teatru TV.
Ceny Łysiaka nie czytałam i bardzo mnie zachęciłeś. Dopisuję do jesiennej listy.
Mogę tylko przyklasnąć. Łysiak jest dla mnie trudnym tematem, ponieważ pewna część jego twórczości była dla mnie bardzo ważna na dość wrażliwym etapie życia. Młodą młodzieżą będąc dorwałam się do biblioteczki wyjechanego wujka i odkryłam m.in. Łysiaka. Oczarował mnie i zachwycił. Po raz pierwszy zetknęłam się z taką formą powieściowego eseju historycznego czy kulturowego. O sprawach prozaicznych i takich, które można opowiedzieć w dwóch zdaniach, Łysiak pisał jak o lądowaniu na księżycu. Do tego ogrom wiadomości z bocznych ścieżek historii i sztuki, coś, czego nie było w podręcznikach czy "normalnych" powieściach. Ludzie, o których się nie wspomina, miejsca poza szlakami... Przeszłość pokazywana od trochę innej strony. Erudycja, inteligencja, osobowość. W czasach przedinternetowych to było coś nadzwyczajnego. Zwłaszcza, że Łysiak potrafił tak pięknie o swoich fascynacjach opowiadać, mieszać fakty i emocje, dodać trochę humoru, trochę poezji, sporo zabawy z popkulturą... Czytelnik po prostu wierzył, że to, co napisał Łysiak, jest prawdą.
Potem przyszedł spadek formy. Okrutna powtarzalność, przegadanie. Kiedyś Łysiak rzeźbił dłutem, teraz wali młotem. Do tego dochodzą jakieś osobiste traumy czy doświadczenia - osobiste i polityczne. Chwilami można wręcz określić to jako "mowę nienawiści", tyle że niejako opisową, bez wulgaryzmów. Szkoda mi tego dawnego Łysiaka, którego książki nadal mam na półce. Zastanawiam się, co by Łysiak z czasów "Empirowego pasjansa" czy "Wysp zaczarowanych" myślał o Łysiaku dzisiejszym?
O sprawach prozaicznych i takich, które można opowiedzieć w dwóch zdaniach, Łysiak pisał jak o lądowaniu na księżycu. Do tego ogrom wiadomości z bocznych ścieżek historii i sztuki, coś, czego nie było w podręcznikach czy "normalnych" powieściach. Ludzie, o których się nie wspomina, miejsca poza szlakami...
Pięknie napisane Maruta. Ileż perełek żmudnie nanizanych na tę nitkę, wokół której snuje opowieść. Tak, ten stary Łysiak oczarowuje, urzeka, zachwyca. To co tworzy to taki literacki impresjonizm. A potem coś pękło i... smutno na to patrzeć.
Z Łysiakiem to mnie normalnie zaintrygowaliście. Zaraz po Skiroławkach zabiorę się za niego. Poproszę tylko o tytuł, żebym nie zaczęła od czegoś, co mnie zrazi. Mam zacząć od "Ceny"?
@florentyna
Może być "Cena", ale nie wiem, czy jest najbardziej reprezentatywna. Jeśli chciałabyś zacząć od czegoś mniejszego to zwróć uwagę na opowiadania z tomu "Perfidia" - na przykład "Selekcja" albo "Bestseller". A z drugiej strony są książki-zbiory esejów o kulturze. I tu już możesz sobie wybrać według upodobań 😉 "Asfaltowy saloon" jest o Ameryce, "Francuska ścieżka" - jak sam tytuł wskazuje, "Wyspy zaczarowane" o kulturze włoskiej, "MW" - o sztuce, a "Wyspy bezludne" o niezwykłych miejscach/jednostkach:
Wyspa 1 (Mas-a-Tierra) - WYSPA KÓZ (Aleksander Selkirk)
Wyspa 2 (Epidauros) - UCHO (Vincent van Gogh)
Wyspa 3 (Tell el-Amarna) - OZYRYSACJA (Nefretete)
Wyspa 4 (Longwood) - CZWARTY (Napoleon Bonaperte)
Wyspa 5 (Teheran) - CUDOWNA LAMPA ALADYNA (Fath-Ali)
Wyspa 6 (Tipasa) - TIPASA - MON AMOUR (Marek Emiliusz Saturninus)
Wyspa 7 (Ossiach) - BLIZNA (Bolesław Śmiały)
Wyspa 8 (Burchan-Kaldun) - MODLISZKIADA (Dżyngis-Chan)
Wyspa 9 (Neuschwanstein) - ZAMEK BAJKOWEGO KRÓLA (Ludwik II Wittelsbach)
Wyspa 10 (Nowy Jork) - BOLEK OSTATNI (Bolesław Wieniawa-Długoszowski)
Wyspa 11 (Petersburg) - NOTRE DAME DE PETERSBURG (Katarzyna II Wielka)
Wyspa 12 (Połąga) - KRZYŻAK (Urlich von Kniprode)
Wyspa 13 (Savigny-sur-Orge) - RZYMSKI NAMIOT (Ludwik Davout)
Wyspa 14 (La Ferriere) - BALLADA O CZARNYM MAKAPHO I O DUCHACH (Henri Christophe)
Wyspa 15 (Auschwitz) - ĆWICZENIA Z DIALEKTYKI W ZAKRESIE PODSTAWOWYM (WEŁUG HEGLA) (Rudolf Hess)
Wyspa 16 (Watykan) - RUCHOMY CEL (Karol Wojtyła)
Wyspa 17 (Tadż Mahal) - TADŻ MAHAL (Sylvia Plath)
Wyspa 18 (Sezam) - DOWÓD PRAWDY (Awicenna)
Wyspa 19 (Pitcarin) - SYNDROM ADAMSA (John Adams)
Wyspa 20 (Tobruk) - KISMET (Nieznany Żołnierz)
Wyspa 21 (Golgota) - LAMMA SABAKTHANI Wyd. 2 uzup.
Forma jest bardzo różna, od minipowieści do prawie poważnych tekstów historycznych albo stylizacji.
Plus książki "napoleońskie", zarówno powieści, jak i eseje. Ja lubię "Empirowy pasjans".
Tak że - do wyboru, do koloru 😉 Ogólnie tak do "Statku" można czytać.
Dzięki wielkie, do biblioteki idę pod koniec tygodnia i już wiem co wypożyczę.
Jeśli chciałabyś zacząć od czegoś mniejszego to zwróć uwagę na opowiadania z tomu "Perfidia" - na przykład "Selekcja" albo "Bestseller". A z drugiej strony są książki-zbiory esejów o kulturze.
Otóż to. Trudno powiedzieć co jest najbardziej reprezentatywne, ponieważ pisarstwo Łysiaka jest bardzo interdyscyplinarne. Eseje o kulturze są świetne, ale trzeba w ogóle lubić taką formę literacką i interesować się trochę tematem. Osobna kategoria to rozmaite książki o postaciach z epoki napoleońskiej. Opowiadania z tomu "Perfidia" to w zasadzie czysta rozrywka, ale inteligentna. Książka ta sygnowana jest pseudonim autora - Valdemar Baldhead.
Tobie może też spodobać się "Dobry", skoro uwielbiasz Tyrmandowego "Złego". "Dobry" to pewne stylistyczne nawiązanie do tamtej awanturniczej powieści. Nie ma tu tych wspaniałych mini felietoników będących hołdem dla folkloru warszawskiej ulicy, są za to liczne, przepełnione erudycją, kwestie dialogowe. A cała rzecz dzieje się w Warszawie w rzeczywistości końca lat 70-tych i w latach 80-tych.
Generalna wskazówka jest taka. Szkoda czasu na książki Łysiaka napisane po 2000 roku.
i okrutnie mierne („Satynowy magik”, „Ostatnia kohorta”, „Lider”, „Kielich”)
Zapamiętałam te tytuły i wypożyczyłam "Kielich" myśląc, że to te polecane 🙂
Ale....póki co to mi się podoba, więc niewątpliwie mamy inny gust. Zobaczymy jak skończę
Ale....póki co to mi się podoba, więc niewątpliwie mamy inny gust.
No to ok. Ale żeby nie było na mnie jak zmienisz zdanie:)
Trudno mi oceniać, jak odbiera "Kielich" ktoś, kto nie zna nic innego... Niewątpliwie nie ma tego wrażenia powtarzalności, autoplagiatu, które mi bardzo przeszkadzało. Ale bardzo się cieszę, że wrażenia pozytywne, bo może być to początek pięknej przy...gody 😊
No taka jestem zacofana w Łysiaku, to prawda. Ale póki co czuję się z Kielichem dobrze. Gorzej będzie jak przeczytam wcześniejsze jego powieści i zdobędę się na stwierdzenie, że to dopiero jest powtarzalność 🙂
Nie wiem jak mam to powiedzieć.....ale się rozłożyłam na tym Kielichu....
Chodziło mi raczej o "HA HA HA, sama chciałaś, a nie mówiłam (no dobra, a Kustosz nie mówił), trzeba było słuchać". Ale jako miła i subtelna osoba postanowiłam się powstrzymać 😆.
Żeby ratować Łysiaka przed skreśleniem mogę sprawdzić w domu, czy mam którąś z jego lepszych (jak dla mnie) książek w wersji elektronicznej i Ci "pożyczyć".
Weź ty dziewczyno „Cenę”, jak radziłem, jest krótka, na jeden, dwa wieczory i jest kwintesencją Łysiaka. I dużo tam gadają, zupełnie jak Ty:) Jakby co, mam niezbyt etyczną wersję elektroniczną;)
mam niezbyt etyczną
Najpierw zobaczę kiedy będzie u mnie w bibliotece 🙂 Jakby nie było to się zgłoszę. Dziękuję 🙂
Cena jest naprawdę spoko. Co prawda jest to jedyna pozycja Łysiaka, którą przeczytałam i doświadczenia z jego twórczością mam pozytywne. Jak już kiedyś wspominałam Cena to w zasadzie sztuka teatralna, opiera się więc w głównej mierze na dialogach. Tematyka wyboru mniejszego zła – jest bardzo pociągająca i daje szerokie pole do dyskusji.
Akcja opowiadania zamknięta jest w zasadzie w czterech ścianach pałacowego salonu. Ale nie ma o narzekać na nudę czy drętwotę . Łysiak porusza się swobodnie wijąc wokół tematu przewodniego, tworząc trzymającą w skupieniu opowieść poruszającą z wytwornością spostrzeżenia, które są niczym konary wyrastające z pnia, bez cienia dyletantyzmu.
Już samą grą jest tytuł opowiadania: cena jako koszt ale również cena w znaczeniu wieczerzy z jęz. włoskiego – tutaj jako sąd ostateczny.
Zagłębiając się w wersy ma się przed oczami salon oświetlony kryształowymi żyrandolami, czuć w powietrzu ozon zbliżającej się burzy, atmosferę nocnego tajnego zgromadzenia.
Polecam każdemu kto ma ochotę na teatralną świetną opowieść pełną psychologii ludzkiej.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Co prawda jest to jedyna pozycja Łysiaka, którą przeczytałam i doświadczenia z jego twórczością mam pozytywne.
Czas to chyba zmienić:) Tyle, że listę lektur do wspólnego czytania mamy dość długą.
Cena to w zasadzie sztuka teatralna, opiera się więc w głównej mierze na dialogach. Tematyka wyboru mniejszego zła – jest bardzo pociągająca i daje szerokie pole do dyskusji.
Tak jest. W zasadzie można by wprowadzić się w klimat oglądając telewizyjną adaptację "Ceny". Mam jednak mieszane uczucia przed taką rekomendacją. Moim zdaniem adaptacji brakuje kilku smakowitych potyczek słownych przez co postać profesora Stańczaka bardzo traci na wyrazistości. Interpretacja "Ceny" Zelnika jest niezła, ale oryginalny tekst jest wybitny.