Trzeba Molendzie przyznać, że w kwestii aktywności posprzedażowej jest bardzo pracowity. Choć zapewne to tourne po rozmaitych mediach jest zobowiązaniem wynikającym z umowy z wydawnictwem. Ciekawe jak ta książka się sprzeda? Sam Przymanowski byłby bez szans, ale tu driverem są "Pancerni". Ja przecież też z tego powodu kupiłem.
Pytanie jest o tyle interesujące, że jeśli sprzeda się jako tako, to moim zdaniem, jak w banku, czeka nasz kolejna molendowa biografia któregoś z zapomnianym autorów młodzieżowych lektur. I tu ponownie stawiam na Bahdaja albo Minkowskiego. Ten drugi może kusić pękatą teczką w IPN.
Dla porządku dodam tylko, w cytowanym fragmencie występuje wiatrak koźlak, czyli taka chatka na kurzej łapie, pod którą od spodu można spokojnie wejść.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Koźlak_(wiatrak)
Janusz Przymanowski, Pościg za horyzontem:
Młynarczuki czekają przy schodach, ciągną mnie pod wiatrak i każą przyłożyć ucho do tramu. Rzeczywiście warto – skute obręczami belki przenoszą zgrzyty, skrzypy, łomoty i postukiwania, chrzęsty i jęki. Każdy dźwięk można wyłowić pojedynczo, ale kiedy słuchać ich razem, to się splatają w połyskliwy, drgający warkocz.
- Gra? - pyta najstarszy Piegus.
- Jak żywy.
- Dasz swego noża na pikuty?
- Dam.
- To jeszcze ciekawsze zobaczysz.
Prowadzi w górę po głazach, aż do desek i pokazuje żebym patrzył przez dziurę. W dziwacznym skrócie od dołu widać baby wiążące worki z mąką, chłopów wlokących je do windy, czasem but, albo bosą stopę tuż przy oku, a wszystko owiane niespokojnym pyłem, złotym w przenikającym szpary słońcu. Złażę i znowu przykładam ucho do tramu. Wiatrakom muzyka przeszła na wyższe tony, poweselała, śmiga aż świszczy.
- Nie chcesz patrzeć? - pyta Piegus z błyszczącymi oczami i przesuwa językiem po spierzchniętych wargach.
- Wolę słuchać.
- Nie widziałeś, że bez majtków chodzą? - Jest wyraźnie zawiedziony moim brakiem zainteresowania. Drapie się za uchem i nagle komenderuje: - Pokazujta ptaszki. Wszyscy.
Spuszcza portki, zadziera koszulę. Dwaj młodzi robią to samo.
- Ty też.
- Nie chcę.
- Nasze widziałeś, a swojego nie pokażesz? - dopina rozporek, zaciąga mocno pasek. - Takiś ślachta?
Idzie ku mnie. Chcę go odepchnąć, ale chwyta za rękę, i, szarpnąwszy z całej siły, obala mnie na ziemię.
- Dawaj jajka, dawaj – pokrzykuje trzymając za gardło i cisnąc kolanem podbrzusze. - Dawaj, bo ci utnę oba smutne.
Wołania o pomoc spod oszalałego wiatraka i tak nikt nie usłyszy. Korzystając z tego, że sięga do kieszeni po kozik i luzuje uchwyt, kąsam go w rękę. Spada na bok, a ja odskakuję ku deskom, żeby w razie czego szurnąć do chłopskich wozów. Siada i odsysa krew ze skaleczonej dłoni.
- Przecież żarty – mówi jeden z młodszych.
- Wstyd mu, bo pewno ma kropiaste jak przepiórka – kpi skaleczony, ale po trawie turla w moją stronę papierówkę. - Nie pokażesz?
Potrząsam uparcie głową.
- Jak chcesz kropkowane jajko zobaczyć to spojrzyj w lustro.
Nie odpowiada. Patrząc spode łba wysysa skaleczenie. W oczach nie ma gniewu. Wiec i ja nadgryzam jabłko na znak pojednania.
- Pokażesz jak mnie przewróciłeś? Chcę się nauczyć. Huszic?
- Klapszeric. Ale to nie znaczy zgoda, tylko dzień dobry.
- Nie szkodzi. Pokażesz?
Nie odpowiada. Wyłazi z kąta, schyla głowę poniżej desek. Co tam znów wypatrzył? Nadchodzi Emilka, niesie na plecach worek. Ziarna w nim ledwo ćwierć, więc nie czekając na windę, wspina się po schodkach. Piegus wysuwa głowę na zewnątrz, skręca szyję i podgląda., bo one są tylko z poziomych desek i wszystko widać od dołu. Mam ochotę dowiedzieć się czy Emilka też chodzi bez, ale nie pytam.
Włażę na kamienie, sadowię się blisko tramu. Dotykając policzkiem drewna słucham rozpędzonego wiatraka i po chwili odczuwam coś dziwnego: myśli rozłażą się na wszystkie strony, jak kury za stodołą, rozgrzebujące piach w poszukiwaniu ziaren. Trafiają na siekierę pana Łapy i szklaną kulę przy karbidowej lampie szewca Kura, na postrzeloną wronę i anioła wigilijnego, otwarte usta zasłuchanej Emilki i uśmiech pana Guntermana przelewającego do kwarty oranżadę lepką od słodkości.
Czy śmigi, gdy wieje wiatr, stają się choć odrobinę żywe i też się cieszą?
Czy Marszałek ma wiatrak, z którego widzi całą Polskę> Czy kiedy noc jest bezwietrzna i cicha, można czasem usłyszeć kroki Kulawego trzepiącego pytle?
Jest mi podobnie jak w czasie choroby, kiedy żeglowałem po różowych obłokach – dziwnie, ale dobrze. Nie wiem ile czasu jeszcze bym tak siedział, gdyby nie pęcherz. Młynarczukl też donikąd nie poszły. Słuchają.
Nie schodząc z granitowych głazów podciągam nogawkę krótkich spodenek i siusiam w dół wielkim łukiem. Niech zobaczą, że nie mam kropiastych jak przepiórcze.
(Fragment powieści „Pościg za horyzontem”. Jest rok 1929 i relacjonujący wydarzenia bohater ledwo ukończył siedem lat).
Kamena nr 18 (811) 26 sierpnia – 8 września 1984)
W biogramie Przymanowskiego na stronie IBL można znaleźć taką informację:
Ceglane gniazdo. [Powieść]. Powst. 1986. Druk fragmentów pt. Kara śmierci. „Panorama” 1987 nr 3. Powieść o latach 1925-1930 (w maszynopisie 700 s.) miała stanowić tom 1 epickiego cyklu pt. Pogoń za horyzontem.
Fragment drukowany w lubelskim dwutygodniku społeczno-kulturalnym "Kamena" badacze przegapili. Sam teraz trafiłem na ten tekst czystym przypadkiem i czytając zastanawiałem się, na ile ta powieś mogła być autobiograficzna i ile by z niej biograf mógł wycisnąć, gdyby po maszynopis sięgnął i zechciał go przeczytać. Podejrzewam, że Molenda nie sięgnął, bo był zainteresowany innymi sprawami.