Wiem, że oprócz mnie, jest tutaj co najmniej jedna osoba lubiąca książki Zafona, zatem warto założyć wątek.
Może inni też znają? A jeśli nie, to chętnie poznają?
Mam na półce wszystkie książki Zafona wydane po polsku i wiem, że kupię także każdą następną. W ciemno.
Są to bowiem piękne opowieści.
Trzy pierwsze części serii: Cmentarz Zapomnianych Książek, czyli "Cień wiatru", "Grę anioła" i "Więźnia nieba" czytałam już po dwa razy.
Natomiast, wstyd przyznać, dopiero teraz zabieram się na czwartą część, którą kupiłam na Targach Książki w Krakowie bodajże dwa lata temu.
Nosi ona tytuł "Labirynt duchów". Zatem zagłębiam się w labiryncie będąc przekonaną, że w każdej jego części czeka mnie prawdziwa literacka uczta.
Kto lubi Zafona i za co?
Ja lubię go przede wszystkim za to, że pisze o miłości do literatury oraz za odrobinę magii, którą wplata w swoje książki.
I za niezwykle plastyczny język.
No i oczywiście za Fermina 🙂
Mnie zniechęciła do Zafona nachalna reklama i na razie omijam jego powieści szerokim łukiem.
jest tutaj co najmniej jedna osoba
Jedną z nich jestem ja. Uwielbiam Zafona za klimat i za tą umiejętność, przenoszenia czytelnika w czasie i przestrzeni. Za to, że można oderwać się od dosłownie wszystkiego i małymi łykami spijać cały literacki kunszt Autora. To nie są powieści szybkie, w których nagromadzenie akcji zabija słowa. Tutaj trzeba w spokoju znaleźć kącik, okryć się przed światem zewnętrznym i delektować opowieścią.
Mnie zniechęciła do Zafona nachalna reklama i na razie omijam jego powieści szerokim łukiem.
W ten sposób możesz, Hebiusie, przegapić coś wartościowego.
Ja w takich sytuacjach czytam chociaż jedną lub dwie książki danego autora, żeby sobie wyrobić zdanie.
jest tutaj co najmniej jedna osoba
Jedną z nich jestem ja. Uwielbiam Zafona za klimat i za tą umiejętność, przenoszenia czytelnika w czasie i przestrzeni. Za to, że można oderwać się od dosłownie wszystkiego i małymi łykami spijać cały literacki kunszt Autora. To nie są powieści szybkie, w których nagromadzenie akcji zabija słowa. Tutaj trzeba w spokoju znaleźć kącik, okryć się przed światem zewnętrznym i delektować opowieścią.
Czyli jest nas więcej 🙂
Ładnie napisane, Aldono.
Chodziło zapewne o mnie.
Wiem, że oprócz mnie, jest tutaj co najmniej jedna osoba lubiąca książki Zafona,
Wiele lat temu zauroczyłem się jego twórczością. Co w niej jest takiego wyjątkowego? Przede wszystkim ten dziwny, mroczny NASTRÓJ...niesamowity, bajkowy, tajemniczy, zaskakujący...rzeczywistość miesza się z sennymi marzeniami, świat prawdziwy płynnie przechodzi w świat magii, wszystko jest trochę nierealne i nierzeczywiste...I do tego niezwykła plastyczność wypowiedzi...Do dziś pamiętam zaułki Barcelony tonące w lekkiej mgiełce, czuję jej zapach, morski, portowy, słyszę jej dźwięki...choć nigdy w tym mieście nie byłem. Czytając Zafona, nie trzeba specjalnie się wysilać, żeby zamknąwszy oczy znaleźć się w miejscach przezeń opisywanych...pospacerować Ramblą, zatopić się w zaułkach dzielnicy portowej, pozaglądać przez ogrodzenia do tonących w zieleni magnackich rezydencji. I język - co dla mnie ważne - Zafon mając coś do przekazania, umie to przekazać pięknym językiem.
Literatura przez bardzo duże ,,L,,
Pisarz zmarł dzisiaj po długiej chorobie.
Żal ogromny.
Wielka strata dla literatury.
Dawno żadne powieści tak mnie nie poruszyły, jak te, które wyszły spod jego pióra. Mam na półce wszystkie jego książki. Wracam do nich co jakiś czas.
Niech spoczywa w pokoju.
A jeszcze niedawno w tym wątku pisałam, że kupię każdą jego kolejną książkę. Pisząc te słowa nie wiedziałam, że już nie będzie takiej możliwości 🙁
Próbowaliśmy przebić się przez ten „Cień wiatru”, ale dalej nie dam chyba rady. Rzadko się zdarza, żeby pięćdziesiąt stron powieści tak mnie wymęczyło. Wszystkie moje przeczucia odnośnie tej książki potwierdziły się w trójnasób. Patetyczny, egzaltowany kicz. Zafon zdaje się upajać niemal każdym, przesadnie kwiecistym zdaniem, ale pod tą afektowaną powłoką kryje się tylko uwznioślony banał i pustosłowie.
Tak wiem. Przeczytałem tylko (aż?) pięćdziesiąt stron. Tak wiem. Powieść jest światowym bestsellerem i ma świetne recenzje, więc to pewnie ja się nie znam.
Tak wiem. Przeczytałem tylko (aż?) pięćdziesiąt stron. Tak wiem. Powieść jest światowym bestsellerem i ma świetne recenzje, więc to pewnie ja się nie znam.
Muszę to potwierdzić. Nie znasz się 🙂
Zafon jest dla mnie mistrzem słowa i literackiego obrazu.
Wszystkie jego książki bardzo mi się podobały.
Moim zdaniem, Kustoszu, za szybko się poddałeś.
Jako przykład mogę podać samą siebie z czasów niedalekich, bo wakacyjnych. Tegorocznych wakacji. Też czytając pewną książkę chciałam się poddać po 70 czy 80 stronach. Nawet przerwałam na kilka dni lekturę. Po kilku dniach wróciłam. Efekt? Jedna z najważniejszych czytanych przeze mnie książek w tym roku.
Wypożyczyłam już kolejną książkę tego autora.
Zafon jest dla mnie mistrzem słowa i literackiego obrazu.
Być może. Na pierwszych 50 stronach „Cienia wiatru” jednak, jest dla mnie mistrzem afektowanego kiczu. Już sam tytuł jest dostatecznie pretensjonalny.
Zafon jest dla mnie mistrzem słowa i literackiego obrazu.
Być może. Na pierwszych 50 stronach „Cienia wiatru” jednak, jest dla mnie mistrzem afektowanej kiczu. Już sam tytuł jest dostatecznie pretensjonalny.
Zaiste, są na świecie rzeczy i zjawiska, o których nie śniło się filozofom.
Nie mogę pojąć, jak możesz nazywać kiczem twórczość Zafona, Kustoszu, a jednocześnie cenić pisaninę Kalicińskiej, która jest kwintesencją tego słowa.
Ech ... 🙁
Nie mogę pojąć, jak możesz nazywać kiczem twórczość Zafona, Kustoszu, a jednocześnie cenić pisaninę Kalicińskiej, która jest kwintesencją tego słowa.
Nie mieszajmy dwóch różnych systemów walutowych. Ja nie uważam "Domu nad rozlewiskiem" za arcydzieło, ani nawet za dobrą literaturę. Jest to moim zdaniem całkiem sympatyczne czytadło, w którym odnajduję sielsko-wiejską atmosferę, którą lubię. Uważam ponadto, że książka ta nie zasłużyła na stygmat beznadziejnej szmiry, który jej przypięto. I sądzę, że jest również bardzo prawdopodobne, że "Cień wiatru" nie zasługuje na opinię arcydzieła, która mu towarzyszy.
Sorry, poziom egzaltacji u Zafona to po prostu dawka śmiertelna. Nie przeszkadzają Ci na przykład te uwznioślone, niemal erotyczne uniesienia u dziesięciolatka?
Sorry, poziom egzaltacji u Zafona to po prostu dawka śmiertelna. Nie przeszkadzają Ci na przykład te uwznioślone, niemal erotyczne uniesienia u dziesięciolatka?
Nie 🙂
A sposób egzaltacji przedstawiany przez Zafona bardzo lubię.
Nie
To tutaj ja się z kolei dziwię.
A sposób egzaltacji przedstawiany przez Zafona bardzo lubię.
I to jest chyba klucz do zrozumienia dlaczego Ciebie zachwyciła ta książka, a mnie nie.
A sposób egzaltacji przedstawiany przez Zafona bardzo lubię.
Yvonne, ale dziesięcioletnie dziecko, które patrzy na dojrzałą kobietę z tak erotycznej perspektywy jakby sam był doświadczonym kochankiem? No na przykład ten fragment:
"Instynktownie zrozumiałem, o co jej chodzi, i skierowałem jej dłoń ku swojej twarzy. Dotyk był zdecydowany i delikatny zarazem. Jej palce przebiegły po moich skroniach i policzkach. Nie ruszałem się, nie śmiałem niemal oddychać, podczas gdy Klara czytała swoimi dłońmi rysy mojej twarzy. I uśmiechała się do mnie a ja dostrzec mogłem, że usta jej rozchylają się jakby w szepcie. Poczułem muśnięcie jej palców na czole, włosach i na powiekach. Zatrzymała się na moich wargach, zarysowując je w milczeniu palcem wskazującym i serdecznym. Jej palce pachniały cynamonem. Przełknąłem ślinę, czując jak tętno rośnie mi gwałtownie (...)".
I póki co cała książka jest napisana takim wzniosłym, kontrastującym do okoliczności językiem.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"