„Ludzie Putina” z podtytułem „Jak KGB odzyskało Rosję i zwróciło się przeciwko Zachodowi” to pasjonująca ale niełatwa lektura. 650 stron opisujących skomplikowane mechanizmy finansowe związane z transferowaniem kasy i praniem pieniędzy na gigantyczną skalę przez tysiące rozmaitych banków i spółek w różnych częściach świata, setki nazw, nazwisk i powiązań. Obserwujemy jak pajęczyna agentury KGB-owskiej i post KGB-bowskiej oplatała świat biznesu i polityki w Rosji i za granicą i na tym tle kulisy spektakularnej kariery Władimira Władimirowicza, człowieka, który pojawił się na scenie trochę z przypadku, szybko wymknął się spod kontroli tych, którzy wynieśli go do władzy i podporządkował sobie całą Rosję. Poznajemy jego sposób myślenia i działania. Bez tego wszystkiego znacznie trudniej zrozumieć współczesną Rosję, prowadzoną przez nią politykę i trwającą wojnę na Ukrainie.
Miałem niby jakąś tam wiedzę o Putinie, Rosji i naturze putinowskiego reżimu, nie zdawałem sobie jednak sprawy ze skali w jakiej to wszystko się dzieje. Bez żadnej przesady można powiedzieć, że dzisiejsza Rosja jest państwem mafijnym zarządzanym przez do szczętu skorumpowaną władzę powiązaną z grupami przestępczymi o charakterze kryminalnym. Putin stworzył model kapitalizmu państwowego, w którym każdy biznes musi być dyspozycyjny wobec Kremla i służyć umacnianiu reżimu i roli Rosji w systemie globalnych interesów strategicznych. Zastraszanie i wywłaszczanie są zwykłymi instrumentami działania państwa. Transferując miliardy dolarów za granicę Putin kupował ludzi i wpływy w zachodnich gospodarkach. W mojej ocenie niewiele się to różni od modelu chińskiego
Metody są bandyckie ale cele konsekwentne i logiczne. To nie szaleństwo popchnęło Putina do wojny na Ukrainie tylko realizacja żywotnych celów strategicznych. Co więcej, z punktu widzenia Rosji jest to faktycznie wojna obronna a więc sprawiedliwa. Rosja uważa, że Zachód naruszył jej strefę wpływów przybliżając wrogi sojusz wojskowy do jej granic. Stało się to dzięki wykorzystaniu słabości Rosji po upadku ZSRR w latach 90, która musiała przełknąć tę gorzką pigułkę. Ale żadną miarą nie jest w stanie zaakceptować sytuacji, w której kolejne byłe republiki związkowe znalazłyby się w strefie wpływów Zachodu i NATO. Stąd interwencja w Gruzji, stąd destabilizacja polityczna Ukrainy, aneksja Krymu i utworzenie samozwańczych republik na zachodzie po Euromajdanie w 2014 roku. Ergo, sytuację w której ukraińskie aspiracje do UE, a zwłaszcza NATO spotykają się z pozytywnym odzewem Zachodu Putin uważa za działania wrogie wobec Rosji, wymagające kontry politycznej, a jeśli trzeba (uznał widać, że trzeba) wojskowej.
To, że jego przewidywania, ocena postawy Zachodu wobec tej wojny i własnej siły militarnej rozminęła się z faktami, które nastąpiły to już całkiem insza inszość. W każdym razie, dla Putina wojna na Ukrainie, to walka o zachowanie status quo, a nie realizacja planu podbojów.