Książki kupiliśmy dwie. Dla nas i na prezent. Nie wiemy czy obdarowany będzie zadowolony. Ja, hmm… za bardzo nie byłem. I nie chodzi już nawet o to, że Królewna, Jerzego Seippa, to po prostu czysto rozrywkowa powieść sensacyjna (choć autor często robi wycieczki, w różne dziwne rejony gatunkowe), od której trudno oczekiwać Bóg wie czego, a nie jest to rodzaj literatury, który Kustosze lubią najbardziej. Na okładce stoi jak wół: Historia śledztwa, którego nikt nie chciał się podjąć – więc widziały gały co brały. O co więc chodzi? W tej książce wszystkiego jest za dużo, za bardzo, za grubo, na maksa, pod korek. I wszystko na najwyższym diapazonie emocji.
Nadwrażliwy twardziel
Zaczyna się jak rasowa sensacja, która jednak szybko oklapnie, a akcja zbłądzi na jakieś odjechane manowce pseudo religijnych obsesji, żeby w końcu (na mój gust, zbyt późno) na sensacyjne tory powrócić. Bartek Zborowski, główny bohater książki, to obyty światowo prywatny detektyw z wielką słabością do płci niewieściej, zwłaszcza w jej nastoletnim wydaniu. Muszę tu jednak dodać, że w przypadku tych ostatnich, opiekuńczość i uczucia ojcowskie są na szczęście znacznie silniejsze niż męska namiętność. Kiedy w jego życie, całkiem przypadkiem, wkracza taka właśnie lolitka, spirala wydarzeń zaczyna się nakręcać.
Nasz bohater, niepokorny Rambo, który bez drgnienia powieki, wysyła do piekła najgroźniejszych skurwysynów, jest kochliwy jak nastolatek, a na widok krzywdy niewieściej rozkleja się jak mała dziewczynka. Za to wszystkim bez wyjątku pięknym kobietom, które znalazły się w jego polu rażenia, kolana miękną bez zbędnej zwłoki, a my mamy okazję dokładnie się temu przyjrzeć.
Cóż, nie przekonuje mnie historia o twardzielu wrażliwcu, który od pierwszego wejrzenia tak zakochuje się w szesnastoletniej lolitce, że kiedy ona ginie i on pragnie umrzeć. A gość widział ją raz i raz gadali przez telefon. Na wieść o jej śmierci przeżywa traumę, wpada w amok, mazgai się wylewając morze łez i patetycznych kwestii. Nie wiem dlaczego autor nie uzasadnił jakoś tej silnej więzi emocjonalnej. Mógłby to przecież zrobić, gdyby chciał. Ot piorun sycylijski, który jak niektórzy pamiętają trafił Michaela Corleone w pierwszej części Ojca chrzestnego. W tym histerycznym chaosie emocjonalnym jest wszystko – mistycyzm, apatia, próba samobójcza, obłąkanie, szaleństwo, druga próba targnięcia się na życie, pseudo religijna obsesja:
Nie znałaś jej i nic cię ona nie obchodzi, za to mnie… Jak stąd wyjdę, wcale nie będę szukał mordercy, tylko Boga. A jak go znajdę, będę błagał żeby przywrócił jej życie.” (…) Interesuje mnie tylko Kryształ, dzięki któremu Kasia zmartwychwstanie. Możesz mi go dać?
Własnie, Kryształ! Jeszcze do niego wrócę. Póki co (chyba w przebłysku pragmatyzmu) Bartek oświadcza się innej kobiecie, tym razem starszej od siebie. Ona, w odpowiedzi, przytomnie i z troską odsyła go do psychiatry – i moim zdaniem jest to najlepsza rada jaką Bartek mógł dostać.
A zabiję ich wszystkich
Potem nasz rozmemłany Rambo zamienia się we wkurwionego mściciela, któremu Franz Maurer mógłby co najwyżej magazynki podawać. Oczywiście, przyjdzie mu się zmierzyć z nie byle kim. Wpływowi biznesmeni, służby specjalne, sekty, gangsterzy, narkomani, zboczeńcy, sataniści i on sam ze swoim skorpionem (taka spluwa). W tym miejscu pasowałoby sporo cytatów z Psów Pasikowskiego np. ten:
– Jak pan to zrobi?
– A zabiję ich wszystkich.
Co ciekawe, rolę samotnego mściciela Bartek łączy z rolą samarytanina i dobrego wujaszka dla upadłych nastolatek oraz ich patologicznych rodzin.
No i teraz ten Kryształ. Piętnastolatka, którą chce chronić, cytuje Platona i ma jakieś zdolności parapsychiczne. Twierdzi że pochodzi z Atlantydy, jest córką króla Atlantydy Arkhana, sama nazywa się Epopteia i ma dostęp do energii Wielkiego Kryształu, dzięki któremu można wskrzesić zmarłych. A Bartek bardzo chciałby kogoś wskrzesić. Dziewczyna w dodatku jest chyba jakąś ezoteryczną parabolą Jezusa:
– Dlaczego twój wspaniały ojciec (ten z zaświatów czy hgw skąd – przypis Kustosz) pozwala na to, żeby kopał cię jakiś Buła, gwałcili zboczeńcy, żebyś umierała od narkotyków? (…)
– Ja też muszę zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem. Przez trudy dotrzeć do gwiazd. Odkupić winy.
Niepokorny Bartek i niepokorny autor, który go stworzył.
Pan uwodzi, czaruje. Trochę straceniec, trochę poeta, złote serce.
Tak mówi o Bartku jeden z bohaterów Królewny, a mógłby to samo powiedzieć chyba i o Jerzym Seippie. Bo Bartek dla Seippa to chyba ktoś taki jak pan Tomasz dla Nienackiego. Ktoś ulepiony z własnych emocji i pragnień autora, doskonalsza wersja samego siebie. Cóż, pozostaje konkluzja, że Nienacki miał jednak łatwiej, bo Pan Samochodzik ratował Bronkę wyłącznie siłą perswazji i nie musiał latać po melinach narkomanów, podkładać bomb i strzelać się z bandziorami. Pół żartem, pół serio, Bartek mówi nawet o sobie to samo co Seipp w swojej autobiografii:
(…) w życiu nie wstąpiłbym do klubu, który zaakceptowałby moją kandydaturę.
Jerzy Seipp zwierzył się w którymś wywiadzie:
To, co mnie najbardziej interesuje w drugim człowieku to jego emocjonalność. Nie psychologia, która jest dla mnie terminem naukowym, medycznym, ale właśnie emocjonalność, która kształtuje się przez wychowanie i zderzenia z innymi emocjonalnościami.
Tak, widać to w Królewnie doskonale. Tylko, panie Jerzy, lepiej może tych emocji aż tak nie przedawkowywać, bo zaczynają przysłaniać dobry warsztat pisarski, który chyba pan ma. Mimo tych wszystkich słabości, powieści Seippa nie można odmówić polotu. Książkę czyta się szybko, lekko i z uśmiechem (raczej niezamierzonym przez autora) kiedy przyglądamy się jak Bartek Zborowski dokonuje kolejnych nieprawdopodobnych, heroicznych wyczynów. Atutem są też intelektualne dygresje wplecione w fabułę. Mnie na przykład zaciekawiło odkrycie, że fałszywe oskarżenie Kmicica Babinicza, bohatera Potopu Henryka Sienkiewicza, o porwanie króla, to przeniesiona do czasów szwedzkich historia Kazimierza Pułaskiego. Czy tak jest w istocie? Nie wiem, ale pomysł mi się podoba.
Na temat Królewny Jerzego Seippa i samego autora możemy pospierać się na NASZYM FORUM.
Zdjęcie tytułowe pochodzi z profilu autora w serwisie społecznościowym Facebook i mam głęboką nadzieję, że pan Jerzy Seipp nie będzie miał nic przeciwko temu:)