Mr. Wheels czyli Pan Samochodzik po amerykańsku – rozmowa z wydawcą i tłumaczem serii Nienackiego

Powieści z serii Pan Samochodzik tłumaczono na język bułgarski, czeski, ormiański, słowacki, ukraiński i węgierski. W czasach świetności serii czyli w latach 70 i 80 dwudziestego wieku. I choć wehikuł Tomasza NN skrywa pod maską wspaniały silnik Ferrari 410 Superamerica, jego przygody nie zdołały się przebić przez żelazną kurtynę, nawet wtedy kiedy ta kurtyna zniknęła. Aż do teraz, a ściśle trzymając się faktów, do sierpnia 2024 roku, kiedy to butikowe wydawnictwo z Luksemburga, założone przez Polaka, wypuściło pierwszy tom przygód Pana Samochodzika w języku angielskim. Tom Pinch jest tłumaczem, wydawcą i pasjonatem polskiej literatury, który podjął się misji przedstawienia jej zagranicznym czytelnikom. Skąd taki pomysł? Dlaczego akurat Pan Samochodzik? Jakie wyzwania musiał pokonać tłumacząc serię Nienackiego? Jaka jest specyfika anglosaskiego rynku wydawniczego? O tym i o wielu innych sprawach Tom opowiedział w czasie naszej rozmowy.

***

Kustosz: Jesienią 2022 roku zarejestrowałeś się na naszej stronie z informacją, że Twoje wydawnictwo chciałoby wydać serię Pan Samochodzik w języku angielskim. Poprosiłeś o pomoc w dotarciu do spadkobiercy Zbigniewa Nienackiego. Przekazałem Ci telefon do wnuka pisarza, który jest właścicielem praw autorskich do książek Nienackiego i uzyskałem jego zgodę na kontakt. W ubiegłym roku pierwsze Wasze tłumaczenia ukazały się na rynku. Czy możemy więc uznać, że dołożyliśmy swoją cegiełkę do tego projektu?

Tom Pinch: No bez Was bym chyba właściciela praw nigdy nie znalazł! Ale w ogóle jest super, że prowadzicie tę stronicę, pokazujecie, że kult jest wciąż żywy. Nie wiedziałem o tym, myślałem że wskrzeszam zmarłego na pożytek Amerykanów. A tu się okazuje fani żyją, i to jak!

Super, że mogliśmy pomóc. Jak przebiegały pertraktacje z Tomaszem Nowickim, wnukiem pisarza? Ile czasu trwały? Czy trudno wam było się porozumieć?

Rozmowy ułożyły się fajnie bo właściciel praw jest młodym człowiekiem i pracuje w marketingu, więc nie było trudno przekonać go że print-on-demand i promocja przez media społecznościowe to jest dobra formuła na dzień dzisiejszy. Opóźnienie powodował tylko film („Mr Car and the Knights Templar”), czekaliśmy na jego ukazanie się, pytaniem było czy film jakoś zawalczy na rynku USA.

Sama zapowiedź ekranizacji Netflixa miała wpływ na decyzję o przetłumaczeniu serii Pan Samochodzik i zainteresowaniu nią zagranicznych czytelników? Liczyłeś, że film wesprze sprzedaż książek?

Nie.

A wsparł?

Nie. 😊

Cóż, nie jestem zaskoczony tą odpowiedzią😊

Czy umowa przewiduje wydanie całej serii w języku angielskim? Czy tak zwane prequele serii („Uroczysko”, „Skarb Atanaryka”, „Pozwolenie na przywóz lwa”) również zostaną przetłumaczone i wydane?

Tak, ale przede wszystkim przewiduje okres testowania rynku. Stąd mogą być jeszcze różne zmiany zanim ukaże się wszystko.

Dlaczego akurat Pan Samochodzik? Byłeś fanem Nienackiego w dzieciństwie? Specyficzne realia PRL lat 60 i 70 XX wieku nie są chyba zbyt czytelne dla zagranicznych odbiorców, szczególnie tych zza oceanu? Czy nie stanowi to bariery, która może wpłynąć na słabe zainteresowanie tą literaturą?

Ok, to zacznę z grubej rury (tu popadam w ton dramatyczny basso profondo):

W związku ze swoim rozwojem gospodarczym i znaczeniem geopolitycznym, Polska zaczyna się robić modna. Przyjeżdżają do nas turyści, przyjeżdżają studenci na studia. Dla tych ludzi nie ma książek o Polsce; i jest bardzo mało literatury polskiej po angielsku — tłumaczeń jest mało, często są stare i mało czytelne, nowo wydawane książki są często niedostępne bo nie ukazują się w eBookach, i nie ma ich na półkach księgarskich w Polsce — ten student lub turysta nie ma co kupić/przeczytać.

Nasz pomysł jest oparty na moich doświadczeniach dotyczących Japonii, która zainwestowała w masowe tłumaczenie swojej literatury na angielski z myślą aby osoby które zainteresują się Japonią mogły coś o tym kraju poczytać bez potrzeby uczenia się jej trudnego języka. I jeżeli dziś cały świat wie, że Japonia to kraj o bogatej i starożytnej kulturze to w dużej mierze jest tak dzięki temu programowi tłumaczeń. Sam do tego przykładałem rękę tłumacząc na angielski opowiadania Osamu Dazai-a.

Moim zdaniem, Polska — która ma również starą i bogatą kulturę, a szczególnie dobrą literaturę, i jak Japonia, bardzo nieporęczny język – wymaga podobnego programu translatorskiego. I w miarę moich skromnych możliwości, staram się tłumaczyć wszystko co wartościowe, a przez wartościowe niekoniecznie mam na myśli jajogłowe — wydajemy Bocheńskiego i Rodziewiczównę, ale też Joe Alexa i Nienackiego.

Klucz jest prosty: wydajemy to co lubi prezes, a prezes lubi Nienackiego. Też.

Pomysł zarysowania realiów historycznych w nocie od tłumacza bardzo mi się podoba. Sądzisz, że to wystarczy żeby przybliżyć kontekst powieści anglosaskim czytelnikom?

Wydajemy głównie z myślą o obcokrajowcach zainteresowanych Polską, a więc ludziach, którzy chcą ją zrozumieć. Stąd przypisy, wstępy, mapy. Aby to nie wyszło zbyt akademicko, w eBookach, przypisy ukazują się jako ilustracje. Ale nie wykluczamy, że kupi Nienackiego po prostu fan powieści detektywistycznych, i taki fan, niechcący, nauczy się czegoś o Polsce tak jak uczy się czegoś o Francji fan inspektora Maigret. Taki fan coś pewno słyszał o Templariuszach, ale pewno nic nie wie o Krzyżakach i trzeba mu pomóc.

W przypadku serii Nienackiego, wyzwaniem było już samo tłumaczenie przydomka głównego bohatera. Dlaczego akurat Mr. Wheels? Były jeszcze jakieś inne pomysły? Netflix postawił na Mr. Car, w swojej niesławnej ekranizacji „Pana Samochodzika i templariuszy”.

Chcieliśmy oddać sens tego, że jest to przydomek trochę prześmiewczy. Nie ma angielskiego odpowiednika na SAMOCHODZIK (coś jakby matchbox/zabawka) ale w języku potocznym używa się słowa Wheels tam gdzie Polak lat 70-ych powiedziałby „Bryka” albo „Fura.” Nie wiem czy to lepiej, ale na pewno śmieszniej niż Mr. Car.

Są różnice w poszczególnych wydaniach powieści z serii Pan Samochodzik. Nienacki co najmniej dwukrotnie wprowadzał drobne zmiany w treści np. w kwestii profesji Tomasza i jego miejsca zamieszkania. Które wydania tłumaczycie?

No mamy tu niejaki szkopuł bo np. opis Wehikułu w „Złoczyńcach” różni się dość od jego opisu w „Templariuszach”. Staramy się więc przede wszystkim zachować spójność z tytułami które już się ukazały. Wzięliśmy „Templariuszy” z serii czarnej i dostosowujemy kolejne tytuły tak żeby pasowały. Staramy się w miarę możliwości nie ingerować w tekst, ale chcemy uniknąć wewnętrznej niespójności.

W tej chwili na rynku są trzy tomy serii, które ukazywały się w kolejności: „Mr Wheels and the Templar Treasure”, „Mr Wheels and the Mysteries of the City of Copernicus” i „Mr Wheels and the Island of Bandits”. Dlaczego kolejność wydawanych tomów jest niekanoniczna? W „Island of Bandits” Tomasz NN otrzymuje w spadku swój sławny wehikuł, u Ciebie jest to tom 3 więc nie da się uciec od pewnych niekonsekwencji logicznych.

Problemem jest przyciągnąć czytelnika do pierwszego tomu, bo następne wtedy sprzedają się same. Najlepsze szanse mają, naszym zdaniem, tytuły z tematami znanymi międzynarodowo: stąd najpierw „Templariusze” a potem „Frombork” (i to z Kopernikiem w tytule). „Tajemnicę Tajemnic” pewno wydamy z Czarnoksiężnikami z Pragi w tytule (znanymi na świecie dzięki Umberto Eco); a „Niesamowity dwór” z Masonerią w tytule.

Według tego klucza, „Złoczyńcy” plasowaliby się gdzieś na końcu kolejki. Ale wydaliśmy dla tych czytelników, którzy już serię poznali i są zainteresowani skąd ten Wehikuł.

Które tomy masz już przetłumaczone poza tymi, które są dostępne w sprzedaży? Nad którym teraz pracujecie? Który tom zostanie wydany jako czwarty i jaka będzie dalsza kolejność publikacji?

Na razie testujemy rynek z obecnymi trzema tomami. Potem pójdą „Dwór” i „Tajemnica” — zapewne na lato. A potem? Marzy mi się współpraca z kilkoma tłumaczami — to przyspieszyłoby bardzo tempo pracy. A jest krucho z tłumaczami; z angielskiego na polski tłumaczą setki ale w drugą stronę jest jak na lekarstwo. Staramy się wykształcić naszą własną kadrę, to zajmuje obecnie dużo mojego czasu.

Co było największym problemem dla tłumacza? Wszak niektóre tomy mogą stanowić spore wyzwanie, nie brakuje w nich treści propagandowych (np. w „Księdze strachów”) i dydaktycznych pogadanek Tomasza (np. w „Nowych przygodach Pana Samochodzika”). Bardzo też jestem ciekaw jak dacie sobie radę z nazwą jachtu Krasula w „Złotej rękawicy”, która jest przecież czymś więcej niż nazwą. Podobnie jak wehikuł ma odzwierciedlać postać Tomasza: niepozorny, wyśmiewany, ale kryje w sobie możliwości, o które nikt go nie podejrzewa.

Realia są ważne bo chodzi o przekazanie (bezwiednie, w tle, na marginesie, bez mędrkowania) wiedzy o Polsce i Polakach. Stąd przypisy. I dlatego fajnie, że czasem trzeba tłumaczyć ormowca lub komucha — niech opowiedzą własnymi słowami jaka to była mowa-trawa za Związku Radzieckiego. Tu Nienacki jest super.

Ale co do nazw i imion, to czasem rzeczywiście jest kłopot; może akurat nie w wypadku Krasuli (bo to po angielsku Bertha — typowe imię krowy domowej).

Z tłumaczeniem polskich nazw geograficznych poradziliście sobie w zabawny sposób stosując ich fonetyczną transkrypcję. Nie jest to chyba praktyka powszechnie przyjęta w USA?

Tłumaczy się z polskiego tak mało, że trudno powiedzieć co jest „powszechnie przyjętą praktyką.” Na początku stosowaliśmy polską pisownię, ale zaczęliśmy stosować fonetyczną transkrypcję kiedy n-ty (dosłownie, chyba 50-y) amerykański czytelnik napisał nam, że wszystko fajnie i ciekawa książka ale wszystkie nazwiska zaczynają się na S i mają 14 liter, więc się gubi kto jest kto. A przecież Sobieszczański, Szczepaniak i Świstak wcale nie zaczynają się na tę samą zgłoskę! Stąd pomysł żeby zapisywać fonetycznie — po amerykańsku. W końcu Japończycy też nie piszą w swoich tłumaczeniach 川端 tylko „Kawabata.” Pisownię mamy okropną. Że zamęczamy nią nasze dzieci to już trudno, ale dlaczego odstraszać Amerykańskich czytelników? No bo co ma zrobić Amerykański czytelnik książki, której bohater nazywa się ZBYSZKO. Czy to jest, przepraszam, Zbajzko? Przecież to tak jakby Polak miał czytać powieść o bohaterze co nazywa się WXKYKRYQ.

Nie każdemu to nasze rozwiązanie w smak. Czasem napisze nam jakiś rodak, że to fe i są to z reguły przypadki kogoś w USA kogo dzieci już nie czytają po polsku, i taki klient chce sprezentować im książki z oryginalną pisownią. To jest towar masoński: przez masonów dla masonów. To zrozumiałe, i wobec tego udostępniamy takim osobom tekst z polską pisownią nazw własnych. Ale tych osób nie ma wiele. Po „Templariuszy” z polską pisownią zgłosiły się do nas aż… 3 osoby.

Wprowadziliście jakieś zmiany w stosunku do oryginalnych treści? Usunęliście jakieś szczegóły? Zauważyłem na przykład, że podwyższyliście kwotę dolarową, którą Malinowski wyłudził od Petersena w „Mr Wheels and the Templar Treasure”, słusznie bo oryginalna suma nie zrobiłaby wrażenia na czytelnikach w Stanach Zjednoczonych.

Staramy się to robić jak najmniej, ale czasem trzeba zaingerować. W „Złoczyńcach” Zaliczka opisuje drzewo genealogiczne gatunku ludzkiego w sposób kompletnie przestarzały i zrewidowany przez współczesną naukę przez co brzmi jak nieuk. A my wychodzimy z założenia, że nasze wydania nie są wydaniami krytycznymi klasyki, z którą należy postępować jak z porcelaną i wobec tego należy prezentować stan wiedzy z 1962 roku, ale wydaniami które mają być po pierwsze łatwo czytelne a po drugie osiągnąć to co chciał osiągnąć autor — a w tym wypadku pokazać jak fascynująca jest historia gatunku i jak złożona sprawa ras ludzkich, i jak głęboką wiedzę o antropologii posiada ta arcy-chuda pani. Stąd zrobiliśmy w wykładzie Zaliczki drobny update.

Czy nie uważasz, że dość jednak infantylne rysunki na okładach mogą niepotrzebnie obniżać grupę docelową, do której trafią te książki? Moim zdaniem jest to literatura dla wczesnych nastolatków, natomiast okładka może sugerować, że książkami będą zainteresowane raczej młodsze dzieci.

Ojoj, aż tak źle? 😊

Z tym sprawa jest skomplikowana. Po pierwsze, nie wiemy kto będzie czytelnikiem tych książek, więc obecna szata graficzna to trochę strzał w ciemno. Dlaczego nie wiemy? Bo głównym czytelnikiem kategorii Young Adult Fiction w Ameryce (czyli tego co ty nazywasz „książkami dla młodzieży”) są… kobiety 35+.

Wielu naszych czytelników kupuje z klucza Literatura Światowa albo Literatura Europejska — nie wiemy kto to jest, ale to nie jest „młodzież” (osoby w wieku 12-16 lat).

A jeżeli naszym czytelnikiem będzie student czy turysta w Polsce, lub student East European Studies gdzieś na uniwerku w Miszyganie, to będzie on/ona miał/miała lat pewno 20+

Więc kategoria wiekowa nie jest tu dobrym wskaźnikiem.

Po drugie, ważnym aspektem „Samochodzików” — który odróżnia je od porównywalnych klasyków takich jak Szerlok Holmes czy Inspektor Maigret — jest ich poczucie humoru. Stąd pomysł na karykatury na okładce. Odzew na reklamy wydaje się wskazywać, że okładka jest odbierana raczej jako karykatura niż jako towar dla bobasów. Ale to wszystko jest na etapie testowania. Zapytaj mnie ponownie za 3 miesiące.

Wasz pierwszy przekład Pana Samochodzika czyli „Mr Wheels and the Templar Treasure” ukazał  się na rynku w sierpniu 2024 roku. Od dzisiaj to już jednak pewien dystans czasowy. Jaki jest odbiór tych książek? Czy udało się osiągnąć planowane założenia sprzedażowe? Jak wygląda proporcja sprzedaży ebooków i książek papierowych?

To nasza szósta seria poloników — po Fiedlerze („Robinson”/”Orinoko”), Alexie („Czarne Okręty”), Makowieckim, Bocheńskim („Trylogia rzymska”), Rodziewiczównie i Krawczuku; i każda sprzedaje się inaczej, inna geografia, inna demografia, inny miks formatów. Nikt niczego podobnego przed nami nie robił, więc nie ma jak się opierać na doświadczeniach poprzedników, każda seria to dla nas terra incognito — i każda sprzedaje się inaczej. Sprzedaż co prawda rośnie, ale kosztem wielu błędów. Raczkujemy, ale w pewnym wieku raczkują wszyscy olimpijczycy.

„Samochodziki” bardzo odstają od innych naszych tytułów, sprzedają się inaczej. Tu można by długo i zawile, ale w wielkim skrócie: Amerykanie kupują głównie eBooki a Polacy… w twardych okładkach — raczej do kolekcji i na prezenty niż do czytania. (Nie przyszło nam nigdy do głowy że będą „Samochodziki” kupowali polscy fani. To trochę przerażające bo ci fani to wymagający odbiorca, często znają książkę lepiej od nas i nas okrutnie punktują).

Spokojnie, opinie polskich fanów są raczej pozytywne😊

Czytając noty od tłumacza widać, że dobrze znasz amerykańskie realia i amerykański rynek księgarski, Twoje wydawnictwo mieści się w Luksemburgu. Mieszkasz w Stanach czy w Europie?

Mieszkam w Luksemburgu, ale mieszkałem w Stanach ponad 20 lat, kończyłem tam studia, pracowałem tam w marketingu, do dzisiaj konsumuję ich media i kulturę. Luksemburg wyszedł przypadkowo, ale mi tu dobrze, tu zostanę.

Co jest waszym hitem wydawniczym? Które książki najlepiej się sprzedają?

Dwie z naszych 6 serii dają sobie radę bardzo fajnie. Zaskoczeniem jest seria a Johnie Boberze Arkadego Fiedlera. Mówię zaskoczeniem bo kiedy tłumacz Kapuścińskiego usiłował zainteresować wydawców amerykańskich „Cesarzem” kręcili nosem, że co to, mamy wydawać w Stanach książkę o Etiopii napisaną przez Polaka? A dziś — 15 lat po śmierci Kapuścińskiego, bez żadnej promocji, „Cesarz” sprzedaje około 6,000 egzemplarzy rocznie po angielsku. Kapuściński wszedł do kanonu klasyki czytanej w Ameryce. Jak Lem. A tu proszę, książka Polaka o Gujanie — jakby ten sam model?

Ale prawda jest taka, że na polski tłumaczymy całą literaturę Zachodu na bieżąco (i to szeroko rozumianego Zachodu, od Serbii po Peru), więc polscy pisarze są na bieżąco z trendami i pisząc swoje książki odpowiadają na literaturę światową. Polska ma więc dobry produkt, międzynarodowo ustawiony, moim zdaniem wcale nie ustępujący francuskiemu czy angielskiemu, tylko trzeba go lansować, a to wymaga pracy i czasu. Zbyt wcześnie jest jeszcze żeby powiedzieć czy „Mr. Wheels” może zaistnieć na rynku USA tak jak Fiedler, ale myślę, że są szanse. To dobry towar.

Jakie macie plany wydawnicze na przyszłość? Oczywiście poza serią „Mr Wheels and…”

O rany! Jest tyle świetnych polskich książek, że sam nie wiem za co się łapać. Moim marzeniem jest wydać serię 9 tomów Rodziewiczówny, bo to wspaniała klasyka, piękny język literacki, autor na skalę Turgieniewa, na pewno lepsza i ciekawsza od takich okropnych ramot jak Jane Austen i siostry Bronte (a te autorki sprzedają setki tysięcy tomów rocznie). W Polsce jest Rodziewiczówna systematycznie niszczona przez prawicę bo była lesbijką a przez lewicę bo była twardo anty-rosyjska; komunistyczna krytyka nie mogąc udawać, że nie istnieje (bo jej książki były obecne w każdym polskim domu), kłamliwie malowała ją jako szmirę dla pokojówek, i ta opinia do dziś pokutuje wśród uczonych. Ale Amerykanie nie zważają co myślą polscy profesorowie i ją chętnie czytają. „Lato Leśnych Ludzi” okazuje się obiektem kultowym w USA.

Ale dobrych polskich autorów jest naprawdę tuziny — w tym wielu tworzących dzisiaj.

Do tego są dość fatalne wydania polskiej klasyki, jak np. „Krzyżaków”, które trzeba zreperować, lub których nie ma, np. „Ziemia Obiecana”.

Nie planujecie przetłumaczyć i wydać również którejś z książek Nienackiego dla dorosłych? Na przykład sławnej „Raz w roku w Skiroławkach”?

Ach, drogi Kustoszu! Ars Longa, vita brevis!

Uciekłeś w łacińską sentencję czyli chyba nie ma na co liczyć🙂

Mondrala to dość zabawna nazwa wydawnictwa, oczywiście z perspektywy języka polskiego. Skąd taki pomysł? Czy nazwa ma coś wspólnego z mądralowaniem czyli mądrzeniem się?

Tak ma na imię moja towarzyszka życiowa (14-o letnia wilczyca) z którą mieszkam w lesie, w ardeńskim parku narodowym. Po angielsku to brzmi jakoś tak tajemniczo, byddyjsko, że jakby taka Mandala, wiedza sekretna. A my, Polacy, czyli masoni, wiemy, że to po prostu dobra zabawa. 🙂

Dziękuję za rozmowę i życzę wielu sukcesów wydawniczych.

***

A do dyskusji zapraszam na FORUM.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *