Przepis na Empuzjon widziałbym mniej więcej tak. Do garnka wrzucamy:
– mizoginizm (bardzo dużo)
– Freud, Arystoteles, Platon i inne erudycyjne popisy (sporo)
– metafizyka i bizarność (cztery łyżki stołowe)
– dylematy tożsamościowe (dwie łyżki stołowe)
– autorytet Thomasa Manna (szczypta)
– kunsztowna fraza (do smażenia)
Groteskowy mizoginizm
Głównym składnikiem najnowszej powieści Olgi Tokarczuk są parafrazy wszystkich najbardziej mizoginicznych poglądów, jakie udało się autorce znaleźć, wygłaszanych na przestrzeni dziejów przez mężczyzn reprezentujących świat kultury, nauki i kościoła. Tokarczuk wkłada je w usta bohaterów, gości Pensjonatu dla Panów w Görbersdorfie, którzy będą je demonstrować w toku całej książki. Na końcu znajdziemy pieczołowicie wyspecyfikowanych ich autorów.
Czytamy więc, że kobiety powinny być całkowicie zepchnięte do sfery prywatnej, skąd nie zagrażałyby porządkowi świata, że są istotami niższymi rasowo, tak samo jak Murzyni, że ciało kobiety należy nie tylko do niej, ale do całej ludzkości, że są, cytuję: ewolucyjnym guzdrałą. Podczas gdy mężczyzna poszedł już do przodu i nabył nowych umiejętności, kobieta została w dawnym miejscu i nie rozwija się, i tak dalej, et cetera, podobnych przykładów jest mnóstwo. Przy czym poglądy te nie zderzają się z żadną polemiką ponieważ wszyscy dyskutanci są mniej więcej podobnego zdania, a nawet jeśli nie, to milczą.
Niezależnie od tego, czy panowie deliberują o filozofii greckiej, chrześcijaństwie jako gwarancie moralnego porządku świata czy o polityce, dyskusja zawsze skręca w rejony, w których wygłoszenie którejś z mizoginicznych sentencji będzie na miejscu. Intencja autorki jest jasna. Ośmieszyć patriarchalny model społeczny świata i napiętnować mężczyzn jako jego twórców i strażników. Czemu nie. Problem jednak w tym, że w feministycznym zapale sama popada w śmieszność kreśląc jego groteskowo przejaskrawiony, demoniczny obraz. Trudno więc oprzeć się wrażeniu, że zza mizoginicznej maski wyłania się afektowana mizoandria.
Tokarczuk traktuje swoich bohaterów na ogół bez sympatii. To mężczyźni ukształtowani w surowym świecie mężczyzn z kobietami odepchniętymi gdzieś na dalszy plan. Pokazuje jacy są odrażający i śmieszni kiedy przyglądamy im się z bliska, a właściwie podglądamy w sytuacjach, w których wydaje im się, że nikt ich nie widzi. Są jednak dwa wyjątki. Głównego bohatera, Mieczysława Wojnicza, autorka otacza niemal matczyną czułością. Tyle, że on jest akurat na wskroś kobiecy, delikatny i wrażliwy. W dodatku bardzo nieśmiały, pełen obsesji i kompleksów zrodzonych z chłodnej relacji z surowym ojcem, dla którego niemęska słabość syna była powodem do wstydu. Jego przemiana, odnalezienie drogi do akceptacji samego siebie to również bardzo ciekawy pryzmat, przez który czytać możemy Empuzjon. Wojnicz nosi w sobie tajemnicę, która bardzo powoli będzie nam się ujawniać. Podobnie i z podobnych powodów Tokarczuk odnosi się do Thilo von Hahna, studenta historii sztuki, specjalisty od pejzażu z Berlina.
I to moim zdaniem stanowi clue Empuzjonu. Reszta to dodatek niezbędny do tego, żeby ta myśl mogła wybrzmieć. Bo co oprócz tego jest treścią tej książki? Panowie leczą gruźlicę w kurhausie, co jest główną osią powieści, spacerują, odbywają górskie wycieczki, jedzą, popijają tajemniczą nalewką Schwärmerei, której receptury nie będę tu zdradzał, siedzą i gadają, gadają, gadają.
Ale to wszystko bardzo fajnie ulokowano w miejscu i w czasie bo tłem akcji jest Görbersdorf, górskie uzdrowisko na Dolnym Śląsku (dzisiejsze Sokołowsko), w którym panuje specyficzny mikroklimat sprzyjający leczeniu gruźlicy, a bohaterów poznajemy jesienią 1913 roku czyli w momencie kiedy mentalnie i symbolicznie dobiega końca wiek XIX. Oni jeszcze nie wiedzą, że kataklizm pierwszej a potem drugiej wojny światowej zmiecie ten porządek świata z powierzchni ziemi.
Rzeczy bizarne
Jednak zarówno tytuł powieści jak i podtytuł Horror przyrodoleczniczy odnoszą się do rzeczy i zjawisk bizarnych. Olga Tokarczuk nie byłaby sobą gdyby nad tym poukładanym, pozornie sielankowym światem uzdrowiska nie unosiła się atmosfera niesamowitych, nadprzyrodzonych zdarzeń. Duchy, zjawy i demony najpierw pojawiają się w postaci mrocznych legend, plotek, odprysków jakichś tajemniczych historii, narasta niepokój, wrażenie, że złowroga siła czai się gdzieś z tle. W końcu rodzi się oczekiwanie, że COŚ musi się wydarzyć, ale bardzo długo musimy czekać żeby się wydarzyło. Bo COŚ, dzieje się tylko raz w roku w Görbersdorfie.
Za całą tą metafizyczną sferą kryje się oczywiście przedwieczna, skrzywdzona kobiecość utożsamiona z siłami natury i wpleciona w jakąś ekologiczną mitologię, do której autorka ma wyraźną słabość. Bo przecież musi być przeciwwaga dla patriarchalnego porządku świata nacechowanego brakiem empatii i poszanowania wobec natury i zwierząt. I co ciekawe, odkrywamy, że jedna z dwóch obecnych w powieści nici narracji pochodzi właśnie z tej sfery.
Czarodziejska Góra
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Empuzjon jest nade wszystko sprytnym pomysłem marketingowym. Pierwsza książka Olgi Tokarczyk po otrzymaniu nagrody Nobla, wszyscy czekają z zapartym tchem na powieść godną laureatki tej prestiżowej nagrody literackiej. Oczekiwania są wysokie więc Olga Tokarczuk zaczyna z najwyższego pułapu z możliwych. Poprzez odwołanie do Czarodziejskiej góry Thomasa Manna, powieści uważanej za arcydzieło literatury światowej, będącej wręcz synonimem intelektualnej uczty, z pewnością nie dla idiotów, niejako awansem winduje Empuzjon na ten sam poziom jeszcze zanim czytelnik weźmie tę książkę do ręki.
Czy zatem Empuzjon dorównuje Czarodziejskiej górze? Nie wiem, bo nie czytałem Manna, ale mam nadzieję, że nie. Dlaczego? Bo powieść Olgi Tokarczuk wydaje mi się przerafinowana, dość nudna, a nade wszystko bardzo tendencyjna.
A do dyskusji zapraszam na FORUM.