Zainspirowany tym co napisał Mysikrólik o swoim spływie z Warszawy w kierunku morza oraz ponaglany przez Aldonę również postanowiłem podzielić się relacją z naszego spływu rzeką Piaśnicą. Choć skala obu przedsięwzięć jest nieporównywalna jeśli chodzi o długość trasy i czas trwania. Za to wspólną cechą jest to, że obaj płynęliśmy w kajakach w kierunku morza 😀
Nasz spływ odbył się 1 maja w formie zorganizowanej przez 3miejską Grupę Rekreacyjną. Oczekiwaliśmy na ten czas z wielką niecierpliwością choć też z dozą pewnego niepokoju, prognozy na majówkę nie napawały optymizmem. W chwili gdy piszę tą relację ma miejsce w Gdańsku ulewa z gradem. Jednak rzeczywistość okazała się lepsza aniżeli się początkowo wydawało. Na miejscu zbiórki , które było zarazem początkiem spływu pojawiło się około 50-ciu osób w różnym wieku, starsi i młodsi, rodzice z dziećmi i pies który dzielnie płynął w kajaku. Powitała nas również piękna słoneczna pogoda i 13 stopni Celsjusza.
Na zbiórkę wybrano parking przy północnym brzegu jeziora Żarnowieckiego, w pobliżu miejsca gdzie Piaśnica wypływa z niego. Po krótkim policzeniu się kierowcy odprowadzili swoje samochody do miejscowości Dębki nad morzem gdzie kończył się spływ a następnie busami przewieziono nas na jego początek. Okazało się, że kajaki były już zwodowane i bardzo szybko można było wyruszyć. Rzeka Piaśnica jest bardzo leniwą rzeką, odcinek jaki mieliśmy do pokonania to 6 km w lini prostej, jest on bardzo kręty i wije się zygzakami co wydłuża trasę o kolejne 3 km. Część tej trasy przebiega przez Rezerwat Przyrody Piaśnickie Łąki. Miejscami na rzece jest bardzo wąsko co nie pozwalało na płynięcie kajaków obok siebie, tylko jeden za drugim. Bardzo szybko flotylla 23 kajaków rozciągnęła się w bardzo długi korowód. Co na spływie zwróciło moją uwagę, a no bardzo powolne i późne budzenie się flory, trzcinowiska dopiero co zaczynały kiełkować pośród zeszłorocznych pół trzcinowych. Trzciny te latem wyrastają na ponad dwa metry tworząc ciasne korytarze wokół spływających kajakarzy, co czyni je główną atrakcją trasy. Na brzegach rosły też drzewa, których korzenie wystawały z wody pokryte białym zeschłym mułem osadzającym się po zmianach poziomu wody które dochodzą tu do 1 metra, co sprawia wrażenie drzew namorzynowych.
Piaśnickie namorzyny
Spływ odbywał się w spokojnej atmosferze, zygzaki spowodowały, że poszczególne kajaki straciły ze sobą kontakt wzrokowy. Po drodze napotkaliśmy tylko jednego łabędzia który stroszył pióra i syczał na wszystkich, widocznie miał w pobliżu swoje gniazdo. Kilkukrotnie byłem już zaatakowany przez łabędzie i wiem na co te ptaki stać gdy broni gniazda. Swego czasu patrolowaliśmy z kolegą trzcinowiska Zalewu Wiślanego na pontonie. Gdy przepływaliśmy obok takiego gniazda rzucił się na nas taki rozjuszony łabędź. Dodałem na manetce gazu do maxa a tu zonk, było tak płytko, że śruba zaryła w muł i nie można było wejść w ślizg. Łabędź już nam dziobem atakuje ponton. No to ja go z buta traktuję i krzyczę do kolegi -„Bierz wiosło i bij w niego”- a kolega tylko głowę schował że strachu pod ławkę. Całe szczęście, że zrobiło się głębiej i natychmiast weszliśmy w ślizg uciekając przed niebezpiecznym dziobem ptaszyska.
Wróćmy jednak do Piaśnicy. Jako ciekawostkę dodam, że przepływaliśmy obok wbitego w wodzie przy prawym brzegu zardzewiałego słupka z godłem i chyba jakąś datą. Jest to pozostałość po dawnej granicy polsko-niemieckiej którą stanowiła rzeka do 1.09.1939 roku. Niestety zagapiłem się i nie zdążyłem zrobić fotki, ciasnota miejsca nie pozwalała na cofnięcie się. Ale od czego są internety, zdjęcie słupka znalazłem w sieci.
Spływ zakończył się na plaży. Była godzina około 18sta, na piasku kładły się już długie cienie. Dało się też odczuć zimno wiejącego z północy wmordewindu. Po krótkim pobycie na plaży wsiedliśmy ponownie w kajaki i cofnęliśmy się około 800 metrów pod prąd gdzie zwróciliśmy cały sprzęt organizatorowi.
Czy byliśmy z Beatką zadowoleni z tego trwającego trzy godziny spływu, jak najbardziej. Zamierzamy powtórzyć go latem gdy wszystko się zazieleni oraz popłynąć nocą na powitanie wschodu słońca na plaży.
Ujście Piaśnicy
Gdy wróciliśmy do domu czekała mnie niespodzianka w postaci relacji kolegi Mysikrólika. Nie ma nic fajniejszego jak przeczytać cudzą relację z wyprawy kajakowej gdy samemu chwilę wcześniej się w nim siedziało.
W związku z tym, że zdjęcie słupka granicznego jest chronione licencją i można udostępniać je na konkretnych warunkach, podaję link do strony podającej autorstwo i licencję https://commons.m.wikimedia.org/wiki/File:Old_border_post_on_the_river_Pia%C5%9Bnica.jpg
Autor: MOs810, link do licencji zawarty jest w linku powyżej.
Zapraszam do komentowania na Forum.
Przedwojenny słupek graniczny z wybitą datą „rok 1956″… To są słupki geodezyjne.