Pisząc o serii powieści przygodowych dla dzieciaków autorstwa Artura Pacuły samozwańczo wręczyłem mu pałeczkę po Zbigniewie Nienackim. Tym samym wysoko zawiesiłem poprzeczkę oczekiwań. Być może trochę za wysoko. W jego najnowszej książce pt. Gdzie jest dziewczyna z nutami? teoretycznie mamy wszystko to za co kochamy „samochodziki”. Wakacje i rejs po jeziorach, zagadkę, skarb, szczyptę wiedzy historycznej zręcznie wplecionej w fabułę i trochę nienachalnej dydaktyki. Co więcej, areną działań są okolice Jezioraka czyli najbardziej „samochodzikowe” miejsce jakie można sobie wyobrazić. Pacuła mierzy się z legendą Nienackiego na jego własnym terenie i może właśnie dlatego lepiej widać mankamenty, na które nie zwróciłem uwagi we wcześniejszych książkach tej serii.
Znajome z poprzednich części cyklu dzieciaki: Igor, Miras, Monika i Ala, pod opieką Bossa czyli nauczyciela historii, który nawiasem mówiąc z każdym tomem coraz bardziej przypomina Pana Samochodzika, spędzają żeglarskie wakacje na jachcie, malowniczym kanałem ostródzko-elbląskim przedostają się z Zalewu Wiślanego na Jeziorak. Towarzyszy im poznana w ubiegłe wakacje Meg (Gdzie jest dukat króla Zygmunta?), w tle pojawia się też Samira, którą również znamy z poprzedniej części. Dzieciaki są już starsze więc ich samodzielność i operatywność nie przeszkadza mi tak jak wcześniej. Splot okoliczności sprawia, że nasi bohaterowie stają do rywalizacji z pewnym dziennikarzem radiowym rządnym spektakularnego sukcesu, którym ma się stać odkrycie skarbu. Ów dziennikarz, niesympatyczny pyszałek, efekciarz i pozer to czarny charakter stworzony ściśle według „samochodzikowych” wzorców, łatwo się domyślić, że lekceważenie konkurencji nie popłaci i gość dostanie bolesną nauczkę. Górą będzie uczciwość, przyjaźń i gra fair.
Zagadka historyczna jest tu całkiem fajna, tło historyczne to kampania polska Napoleona i jego pobyt w Prusach Wschodnich w latach 1806 – 1807. Ale najbardziej imponuje mi (nie po raz pierwszy zresztą) sposób w jaki Pacuła obraca na swoją korzyść największą słabość współczesnych powieści przygodowych czyli swobodny dostęp do nowoczesnej technologii i wiedzy w Internecie. W większości kontynuacji serii Pan Samochodzik, bohaterowie z jakichś powodów nie mogą z technologii skorzystać, z trudnych do wyjaśnienia przyczyn z niej nie korzystają albo robią to w sposób sztampowy i żałosny. W każdym razie sam fakt istnienia takich możliwości wyraźnie przeszkadza prowadzonej intrydze. U Artura jest inaczej. Technologia wspiera rozwiązanie zagadki, bez niej prowadzona akcja w ogóle nie byłaby możliwa. To jest naprawdę duży atut.
No więc o co chodzi? Dlaczego pojawiła się ta nutka rozczarowania? Jest Jeziorak, jest pałac w Kamieńcu, jest Jerzwałd, przystań w Jerzwałdzie, znana fanom tej miejscowości ośmiokątna wiata i nowa droga z kostki, jest nawet dom Nienackiego ale… nie ma klimatu. Nie ma tej magii, która przeniosłaby mnie w tamte miejsca. Brakuje, tak wspaniałych u autora „samochodzików”, opisów przyrody, nie słychać szumu wiatru i plusku fal, nie czuć zapachu ogniska nad brzegiem jeziora, nawet burza jest papierowa i bez wyrazu a wyścig jachtów nie budzi żadnych emocji. Ale nie ma też miejsca na to wszystko. W powieściach Nienackiego jest więcej wakacyjnego luzu, zdarzenia toczą się leniwie, przyspieszają bieg i zwalniają, jest czas na refleksję i zadumę, na smakowanie atmosfery. U Pacuły tego brakuje, są tylko dialogi i akcja a fabuła gna do przodu bez chwili wytchnienia. Nawet szanty, nieodłączny element żeglarskiego klimatu, nie pobrzmiewają w portach. Ale może tak właśnie trzeba pisać dla współczesnej młodzieży. Dla mnie jednak jest to największa słabość tej książki.
Ale nie jedyna. Wolę kiedy opisując miejsca prawdziwe autor trzyma się geografii i faktów (choć przecież sam Nienacki też czasem naginał rzeczywistość). Przeszkadza mi więc trochę niewiarygodna eskapada dzieciaków kanałem do Kamieńca w dodatku w ekstremalnie krótkim czasie. Niemożliwa ponieważ kanał ten od lat nie jest drożny, co więcej znajduje się tam próg wodny. Do szpitala też znacznie bliżej byłoby do Susza zamiast Iławy, ale rozumiem że Iława potrzebna była w dalszej części fabuły. To są oczywiście drobiazgi (tak jak przekręcona nazwa gry Double zamiast Dooble), na które większość czytelników prawdopodobnie w ogóle nie zwróci uwagi, ale mi psują trochę przyjemność wpisania fabuły w znane i lubiane przeze mnie otoczenie.
Czy warto więc sięgnąć po Dziewczynę z nutami? Tak, choć ja liczyłem na więcej. Ale czytałem tę książkę przez pryzmat „samochodzików”, szukając w niej atmosfery i emocji towarzyszących mi podczas lektury serii Nienackiego. Bez tego kontekstu powieść Artura Pacuły zapewne wypadłaby lepiej.
O książce Gdzie jest dziewczyna z nutami i innych powieściach Artura Pacuły możemy podyskutować na FORUM.
Z Twojej recenzji, Kustoszu, wynika, że kilka niedociągnięć jest, choćby w zestawieniu z książkami Pacuły, które czytałeś wcześniej. Tak czy siak, kupię, by przeczytać i skonfrontować z jeziorakowymi przygodami Tomasza NN. Chyba właśnie to najbardziej mnie pociąga w tej lekturze.p
Nie wiem czy można mówić o niedociągnięciach. To zależy przez jaki pryzmat się ocenia. Artur pisze trochę inaczej niż Nienacki i dopóki umieszczał akcję swoich książek w „niesamochodzikowych” miejscach najwidoczniej mi to nie przeszkadzało. Nad Jeziorakiem natomiast mam ulokowane nostalgiczne emocje i nastawiłem się na atmosferę, której w tej powieści nie znalazłem. Rozczarowało mnie to bo sądziłem, że Jeziorak + zagadka historyczna + żagle to gotowa recepta na „samochodzikowy” sukces. Tymczasem na kartach książki nie udało się tchnąć magii w miejsca, które z definicji są dla mnie magiczne. Akcja mogłaby toczyć się nad dowolnym jeziorem, prawdziwym lub fikcyjnym i niczego by to dla mnie nie zmieniło.
No nie, to tak nie działa 😉
Co tak nie działa?
Jeziorak + zagadka + żagle =
No właśnie, co się równa? Okazuje się, że X, a ja myślałem, że w przypadku Artura samochodzikowy klimat jak nic:)