Suplement do streszczenia scenariusza „Noc mieszania krwi”- opinie recenzentów

W ogólnej opinii spotykamy się często z zarzutami grafomaństwa dotyczącymi książki Zbigniewa Nienackiego „Raz w roku w Skirołwkach”. Po latach od wydania powieści wiemy już, że nie są one zasadne. Książka po wydaniu wywołała prawdziwą sensację. Czy to właśnie było motywacją dla Janusza Kidawy do napisania scenariusza „Noc mieszania krwi” opartego na fabule wspomnianej powieści? Razem z Marutą zgłębiałyśmy to zagadnienie. O tym kto zakupił prawa do sfilmowania, ile wynosił orientacyjny budżet na realizację przedsięwzięcia oraz o tym dlaczego nigdy nie powstała ekranizacja w oparciu o ten scenariusz możecie przeczytać TUTAJ. Z kolei o tym jak brzmiały recenzje, które powstrzymały produkcję przeczytacie w poniższym tekście.

Przedstawiam dwie recenzje mające wpływ na negatywną decyzję Naczelnego Zarządu Kinematografii. Autorem pierwszej z nich jest Henryk Jankowski, który nie czytał powieści „Raz w roku w Skiroławkach”, oceniał więc scenariusz z zupełnie innej perspektywy niż autor drugiej recenzji, Ryszard Koniczek, który z kolei dobrze znał treść książki.

***

Henryk Jankowski: RECENZJA SCENARIUSZA FILMU FABULARNEGO „NOC MIESZANIA KRWI”
AUTOR: JANUSZ KIDAWA

Niestety nie udało mi się przeczytać pierwowzoru literackiego recenzowanego scenariusza, a mianowicie znanej powieści Nienackiego „Raz w roku w Skiroławkach”. Znam natomiast dobrze różnego rodzaju dyskusje jakie toczyły się wokół tej powieści, z czynnym udziałem jej Autora, który stawiał dzielnie czoła licznym krytykom i złośliwcom, wykładając swe racje społeczne i artystyczne, powołując się na empiryczny fakt niebywałego powodzenia wspomnianej książki. Ponieważ jednak książki tej nie znam, oceny będę formułował na podstawie maszynopisu Janusza Kidawy.

Pan Henryk przekonuje w swojej recenzji, że nakręcony na podstawie scenariusza film zyskałby niemały rozgłos, choćby dlatego, że widzowie obejrzeliby go po to, by mieć na czym oprzeć swe oburzenie.

(…) Również niżej podpisany, z pewnym zażenowaniem musi wyznać, że wyobrażenie niektórych scen zawartych w scenariuszu wywoła nieodparty wręcz histeryczny śmiech, który wszakże był śmiechem drugiego stopnia. Chodzi o to, iż wyjątkowo śmieszy to co w przekonaniu Janusza Kidawy ma być komiczne dla odbiorcy. Być może więc, gdyby film był nakręcony, część widowni śmiałaby się zgodnie z intencją reżysera, część natomiast śmiałaby się z tego, że inni się śmieją. By nie być gołosłownym, podajmy kilka przykładów dowcipów tego scenariusza. I tak np. na stronie 11 śmiejemy się z podobnej szaty słownej prątka gruźliczego i krętka bladego w relacji do Kocha i docent Turoniowej. Uprzednio śmieszy nas szczytowanie wyżej wymienionej w trakcie referatu o obyczajach w Skiroławkach. Na stronie 14 powinien nas śmieszyć test doktora z ogóreczkiem w odniesieniu do potencjalnych kochanek. Na stronie 30 żądza Kruczka zwerbalizowana jest zwrotem: „Furczy mi Jadźka, o jak mi furczy! Kładź się!” Na stronie 85 pani Brygida kwestionuje kryterium dobrej żony, sformułowane przez doktora Niegłowicza. Brygida mówi: „Po czym pan pozna, że dobra! Że dobrze gotuje i wygodnie się rozkłada? Makuchowa jest dobra kucharka, a leżaki są w sklepie…” Na stronie 87 Tenże Niegłowicz pyta Brygidę, dlaczego jest mu niechętna. Brygida mianowicie zarzuca lekarzowi, że służąca sprowadza mu kobiety, jak loszki do knura. Replika Niegłowicza jest natychmiastowa i błyskotliwa: „O co pani chodzi? Może za mocno panią zszyłem i ma pani za ciasną lub odwrotnie?”

W opinii Pana Jankowskiego także humor sytuacyjny w żaden sposób się nie broni.

Fragment recenzji scenariusza „Noc mieszania krwi” – Archiwum FINA

Nie sposób w recenzji nie uwzględnić również dotychczasowej twórczości Janusza Kidawy. Niektóre z jego filmów bronią się całkiem dobrze. Gdyby jednak zamierzony film miał mniej więcej taki sam poziom i charakter jak ostatnio zrealizowany film „Tato, sprawa się rypła” a w scenariuszu niestety da się coś takiego wyczuć, to niżej podpisany jest zdecydowanie przeciw realizacji takiego filmu.

Być może ktoś inny na podstawie innego scenariusza mógłby zrobić interesującą komedię obyczajową w związku z tekstem Nienackiego. Jest to wszakże zupełnie inna kwestia.

Warszawa, dn. 28 grudnia 1984

***

Ryszard Koniczek: RECENZJA SCENARIUSZA „NOC MIESZANIA KRWI” W REŻ. JANUSZA KIDAWY.

Po lekturze na jedno tylko pytanie nie potrafię sobie odpowiedzieć: dlaczego autor wybrał typ adaptacji najbardziej odległy od oryginału ze wszystkich możliwych? Nie widzi istotnych wartości powieści Nienackiego? Więc po co zatem przenosić ją na ekran, a raczej przenosić do kina tylko relikt, skrawek wielkiej całości? Zakrawa to na spekulację na rozgłosie tytułu. Ale może powód jest inny. Autor przestraszył się skandalu prasowego jaki towarzyszył ukazaniu się książki i w związku z tym napisał coś zupełnie innego, choć na „motywach”? W ten sposób i wilk syty i koza cała. Jest wskazanie na poczytną książkę i zachowana jakoby krytyczna samodzielność adaptatora. Jeżeli tak jest to z kolei samodzielność scenarzysty wydaje się wątpliwa. To co w powieści było oryginalne zostało zbanalizowane, to co czyniło z niej obiekt zainteresowania zostało utracone, a co zakrawało na skandal, czyli swoboda obyczajowa, przystosowane do mieszczańskiej pruderii.

W swojej recenzji Pan Ryszard Koniczek zgadza się z tym, iż nie da się w całości przenieść na ekran wielowątkowej powieści. Jednakże istnieją pewne istotne centralne wątki, wokół których może oscylować akcja ekranizacji. Niestety wątki te bądź zostały w całości pominięte bądź gruntownie przerobione czym Kidawa zmienił całkowicie sens i przekaz, który znajdujemy w powieści. Przykładowo, do scenariusza wszedł wątek docent Turoniowej czy Niegłowicza i Brygidy, ale niewiele w nich punktów stycznych z oryginałem.

Dalej w recenzji czytamy:

Wątek Niegłowicza, a także jego sylwetkę – żeby tak powiedzieć „duchową” – autor adaptacji sprowadza do tuzinkowej miłości starzejącego się lekarza i pięknej weterynarki. Ona z niewiadomych powodów /powiedzmy – dla miejscowych plotek/ kocha go i odrzuca, on lęka się jej urody i samodzielności. Tak to będzie wyglądać na ekranie i tylko czytelnicy powieści będą mogli dopowiadać sobie istotne przesłanki tego uczucia. A ci, którzy nie czytali książki – muszą się zadowolić banalną historyjką, przy tym mało umotywowaną. Kończy się ona nawet nie głębokim porozumieniem bohaterów, lecz jakby aktem miłosierdzia.

A przecież postać lekarza dla książki jest nie tylko postacią centralną, ale jakże wspaniale, wszechstronnie scharakteryzowaną. Autorowi powieści można zarzucić zapożyczenia literackie, a przede wszystkim – ton patriarchalizmu być może nie na miejscu. Ale jakże piękny, jakże osadzony w żywej tradycji literackiej, choćby sienkieiwczowskiej. I przede wszystkim sienkiewiczowskiej. Wątek Niegłowicza jest ponadto wszechstronnie związany ze społecznością, jest w nim pięknie niedopowiedziana tajemnica obowiązku, spolegliwości. W jego postawie odbija się zrozumienie dla bytu zbiorowości, którego jest całkiem mądrym interpretatorem i przewodnikiem. Co z tego zostało? Co zostało z owej kolonii „inteligentów” żyjących wśród chłopów? Gdzie w dzisiejszej literaturze można znaleźć tak plastycznie ukazane postacie i wzajemne związki lokalne? Ksiądz, malarz, komendant posterunku, leśniczy, lekarz, weterynarz? Autor lekko pozbył się tego portretu, a zarazem pozbył się portretu zbiorowego wsi. Zamiast całości mamy parę postaci, a do signum całości awansuje jedynie ławka przed geesem z pijącymi piwo. A gdzie są owe liczne rodziny chłopskie, każda ze swoim sposobem bytu przyjmowanym jako własność zbiorowa i zbiorowa świadomość ludzkich losów?

A pory roku, przyroda, rytm życia, praca? To ma tylko jeden wymiar: kompleksu pani docent, która na miejscu sprawdza etnograficzną ciekawostkę i własne zahamowania. Właśnie do tego mam największe pretensje: uczynienie ze Skiroławek ciekawostki prasowej i turystycznej. To całkowicie zmienia sens i wartość powieści. To jest ten gazetowy banał, do którego przyfastrygowana została powieść.

W tle całkiem realistycznej opowieści Nienackiego jest mit, mit „mieszania krwi”, mit niedopowiedziany, lecz skreślony tak jak należy, by stanowił pewien irracjonalny składnik całości. Ten mit ma także historyczny wymiar, niedawną przeszłość mieściny, przedwojenną i powojenną. Można mieć określone pretensje do owej „legendarnej” rzeczywistości Skiroławek, ale w powieści ona funkcjonuje, przydaje całości atmosfery przypowieści. Co się z tą atmosferą stało w scenariuszu? Już powiedziałem – sfera mityczna przemieniła się w zdarzenie turystyczne, w banalną plotkę współczesną. Autor zachował tylko jedno pasmo tego mitu – opowieść o Justynie i kłobuku. Ale w zmienionym kontekście funkcjonuje ta opowieść jako historia choroby. Jest sama dla siebie. Z niczym się nie wiąże, niczego nie rymuje. Taka egzotyczno-erotyczna dekoracja. A z historii mitycznej pozostaje tylko plotka o poznawaniu kobiet po ich zadkach. Nawet chorąży Niegłowicz miał być dookreślony  i zdefiniowany, co znów zabrało ze scenariusza owego ducha patriarchalno-sienkiewiczowskiego. Znów gazetowe myślenie wygrało z pewną ideą literacką.

Fragment recenzji scenariusza „Noc mieszania krwi” – Archiwum FINA

Naprawdę szkoda materiału literackiego na pomysły, które mogą się obejść bez niego, szkoda „firmy” dla banalnej opowieści na temat plotki rozgłoszonej przez prasę i badanej przez chorą panią docent.”

Warszawa 1.I.1985

Dyskusję na temat zamieszczonych recenzji oraz STRESZCZENIA SCENARIUSZA, którego dotyczą możemy porozmawiać na NASZYM FORUM.

Zdjęcie tytułowe pochodzi z darmowych zasobów Pixabay, autor: Rudy and Peter Skitterians

Jedna uwaga do wpisu “Suplement do streszczenia scenariusza „Noc mieszania krwi”- opinie recenzentów

Możliwość komentowania jest wyłączona.