Gitara to instrument popularny i dostępny niemalże dla każdego.
Moja fascynacja gitarą rozpoczęła się w lutym 1981 roku kiedy to namiętnie słuchałem audycji programu II Polskiego Radia pt. "Gitara Segovii" prowadzonej przez red. Jana Popisa. Była to jego pierwsza audycja od kiedy rozpoczął on pracę w Polskim Radio - tak mi powiedział kiedy w roku 2010 spotkaliśmy się po raz pierwszy na trasie projektu "Chopin Przyjechał". Teraz przyjaźnimy się. Ta audycja doprowadziła do tego , że wziąłem do ręki ten instrument i zacząłem grać. Równolegle trafiła do mnie zupełnie przypadkowo książka Michela del Castillo pt. "Gitara" . Powieść ta zaczarowała mnie i odtąd bezwzględnie już chciałem zostać gitarzystą.
Zaniedbywałem szkołę ( III klasa LO), grałem po kilkanaście godzin dziennie. I tak w wieku 18 lat zapisałem się do Szkoły Muzycznej w Kwidzynie. Egzamin wstępny odbywał się w dniu 13 czerwca 1981 roku, dokładnie w dniu moich 18 urodzin. Nawet moja mama nie wiedziała, że pojechałem na egzamin wstępny. W ogóle też nie wiedziała o mojej absencji na zajęciach szkolnych w LO. Mnie interesowała wtedy tylko gitara. Ale nie było w kwidzyńskiej szkole muzycznej klasy gitary więc wybrałem wiolonczelę, choć egzaminatorzy usilnie proponowali mi kontrabas. Jednak wiolonczela była bliższa gitarze. Ta sama skala. Przez rok grałem więc na wiolonczeli. Robiłem szybkie postępy. Przychylność dyrektora i nauczycieli spowodowała, że w rok zrobiłem cały, czteroletni materiał. Równolegle jeździłem na prywatne lekcje gitary do Grudziądza.
Był rok 1983, maj. Napisałem list do prof. Janusza Paterka z Akademii Muzycznej w Gdańsku, opowiedziałem o swojej fascynacji gitarą. Paterek zaprosił mnie na przesłuchanie i zaproponował mi naukę w Szkole Muzycznej II st. w Gdańsku Wrzeszczu, w klasie gitary klasycznej i od września 1983 roku zostałem jego uczniem. Jako, ze głównie wykładał on w Akademii, to w szkole średniej miał tylko dwóch uczniów, mnie i Jarka Krzysiaka, nieżyjącego już kolegę. Grałem na gitarze jak opętany, brałem "na tapetę" trudne utwory, m.in. Kaprys Arabski i Requerdos de la Alhambra - Tarregi, Suitę e - moll J.S. Bacha, Suitę h- moll Lodovico Roncallego, Suitę d - moll Roberta de Visee, Arię z wariacjami - Frescobaldiego, Estrellitę oraz Scherzino Mechicano - Manuela Ponce i inne.
Niestety już w lutym 1984 roku dostałem powołanie do wojska jako, że miałem już ukończone prawie 21 lat. Żadne odwołanie nie poskutkowało i zaraz po Wielkanocy 1984 roku poszedłem do Wojska. Pocieszające było tylko, że trafiłem na unitarkę do Orkiestry Wojskowej i zaraz po przysiędze mogłem już tylko grać. W orkiestrze grałem na lirze. Po kilku miesiąca opanowałem lirę do perfekcji i mogłem już bez ograniczeń poświęcić się mojej ukochanej gitarze. Delegowany z Orkiestry grałem okolicznościowe koncerty solowe w mieście Braniewo.
I tak po dwóch latach wróciłem do cywila. Ponownie trafiłem go szkoły muzycznej w Gdańsku, do klasy Janusza Paterka, ten jednak widząc jakie postępy poczyniłem w wojsku, od razu skierował mnie do pracy w Szkole Muzycznej w Kartuzach. I tak w grudniu 1986 roku otrzymałem posadę nauczyciela w Szkole Muzycznej, nie mając właściwie żadnego wykształcenia. Dwa lata przeleciały a ja zafascynowałem się FORTEPINANEM.
Był rok 1989, listopad. Nastała wolność gospodarcza i założyłem firmę fortepianmistrzowską. I tak moja fascynacja fortepianem nieprzerwanie trwa do dnia dzisiejszego. Ale o gitarze też nie zapominam.
6 lat temu zmarł Paco de Lucia. "Gitara to hija de la gran puta" - mawiał. Oczywiście w sensie "mam fioła na punkcie gitary" bo w tłumaczeniu dosłownym brzmi to bardzo brutalnie.
utworem "Entre dos aguas" rozpoczął on swą wielka karierę.
wspomnienie o nim napisał 26 lutego 2014
Nigdy nie poznałem osobiście Paco.
Ale za to poznałem Johna Williamsa i wielu innych gitarzystów. John Williams należy do największych wirtuozów gitary klasycznej. W Polsce grał dwukrotnie. To właśnie na jego pierwszym koncercie poznał nas nasz wspólny przyjaciel Rosław Szaybo, artysta, były dyrektor CBS Records w Londynie. Niestety druga trasa koncertowa po Polsce Johna Williamsa, tym razem w duecie z gitarzystą akustycznym Johnem Etheridge zakończyła się wielkim skandalem. Otóż po dwóch, z pięciu koncertów organizatorka odwołała trasę, nie uzgadniając tego z artystami i nie rozliczając się z nimi. Rosław bardzo tę sytuację przeżył, jako Polak. Ja zresztą też. Organizatorka niestety źle skalkulowała ceny biletów i poniosła porażkę. Ale najgorsze jest to, że wobec artystów postąpiła podle, nawet nie tłumacząc się. Po prostu zniknęła na prę lat z rynku koncertowego.
Poznałem na prawdę wielu gitarzystów klasycznych i akustycznych w swoim życiu. Należą do nich m.in. Al di Meola, Pat Matheny, John Scofield, Josho Stephan, Jarek Śmietana, Janusz Strobel, Marek Napiórkowski,Marek Raduli, Krzysztof Ścierański, Darek Kozakiewicz, Jacek Krzaklewski, Jacek Królik, Jurek Styczyński, Anthimos Apostolis, Krzysztof Pełech, Łukasz Kuropaczewski, Marek Kądziela - niektórzy z nich to bywalcy Jerzwałdu. Jednym z ostatnich jest Adam Palma. Zaprosiłem go do Jerzwałdu w sierpniu 2017 roku. Nie znaliśmy się wtedy jeszcze. Ja obserwowałem go od pewnego czasu na kanale youtube.
Do Jerzwałdu Adam przyjechał ze swoim akustykiem Piotrem Matuszkiewiczem 4 sierpnia 2017 roku i dnia następnego zagrał swój solowy koncert. Niezapomniany to był koncert. Zaprzyjaźniliśmy się. Do Jerzwałdu przyjeżdża odtąd już latem każdego roku.
Poznałem go z Leszkiem Możdżerem, co zaowocowało wspólnymi koncertami i udziałem Mistrza fortepianu w nagraniu płyty Adam Palma Meets Chopin
Ostatnio Adam Palma gra na całym świecie koncerty solowe a w Polsce co raz częściej pojawia się na estradach z Krzesimirem Dębskim. I na taki koncert zapraszam Was do Parisel Palace Klimki w dniu 17 kwietnia 2020 roku.
Fajna historia Mirku. Zazdroszczę Ci talentu oraz pasji i determinacji żeby go oszlifować. Ja nigdy takiego zapału w sobie nie znalazłem. Jestem z czasów, w których do tworzenia muzyki podchodziło się punkowo. Liczyła się energia i przekaz, a nie umiejętności. Kiedy zakładaliśmy pierwszą kapelę z kolegami nikt nie umiał grać na niczym. Zdecydowaliśmy kto bierze, który instrument i jakoś poszło:) Ja zostałem basistą i z braku laku wokalistą. Potem okazało się, że większą smykałkę mam do perkusji, więc zacząłem grać na bębnach (już bez śpiewania). Na gitarze klasycznej wtedy w ogóle nie grałem. Dopiero dużo później przyswoiłem kilka prostych akordów i jestem w stanie coś tam zabrzdąkać. Do ogniskowych śpiewów wystarczy, ale gdzieś tam w głębi duszy, żałuję, że nie przyłożyłem się bardziej. Czasy kiedy chciałem zostać gwiazdą muzyki rockowej dawno już minęły, ale fajnie byłoby mieć w małym palcu choćby repertuar Jacka Kaczmarskiego.
Z gitarzystów klasycznych, o których wspominasz, znam i bardzo kiedyś lubiłem Paco de Lucie. To są już himalaje gitarowego grania. Z polskich kojarzę oczywiście Janusza Strobla. Przede wszystkim z "Samby przed rozstaniem", w której towarzyszył Hannie Banaszak. IMO to jedna z najpiękniejszych piosenek o miłości ever.