Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek

Jest rok 1946. Londyn budzi się do życia po wojennych zmaganiach. Odbudowywane są kamienice, odmalowywane elewacje. Ludzie zaczynają się spotykać w klubach, na przyjęciach, tańczą i cieszą się. Główna bohaterka, Juliet Ashton to piękna młoda pisarka i felietonistka, która na koncie ma już kilka wydanych książek i jakąś pozycję pozwalającą na, w miarę dostatnie życie. Jej przyjaciel, wydawca, Sidney Stark organizuje jej odczyty, a ona spotyka się z czytelnikami opowiadając o swojej pracy i planach. Ma zamiar napisać książkę traktującą o dziwacznych zwyczajach angielskich elit. Jest jeszcze Mark Reynolds, młody amerykański żołnierz stacjonujący w Wielkiej Brytanii, który otwarcie i z amerykańskim rozmachem zaleca się do Juliet. Pewnego dnia otrzymuje ona list od Dawseya Adamsa, farmera z wyspy Guernsey z prośbą o skontaktowanie go z jakąś księgarnią, gdzie mógłby nabyć opowiadania Shakespeara. Informuje w liście także, że jest on członkiem stowarzyszenia o dość intrygującej nazwie Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek (właściwie The Guernsey Literary and Potato Peel Pie Society). Juliet postanawia sprezentować Dawseyowi tę książkę w zamian za szczegóły dotyczące tej organizacji. Okazuje się, że korzenie ona ma jeszcze z czasów hitlerowskiej okupacji wyspy. Jako że Juliet zobowiązała się do napisania pozycji o angielskich ciekawostkach wyczuła w tej historii temat. Nie zastanawiając się długo wybrała się w podróż na wyspę Guernsey. Jeszcze w porcie przyjęła oświadczyny Marka i z obrzydliwie drogim pierścionkiem na palcu wsiadła na statek.

Na wyspie po kilku zabawnych przygodach poznaje członków stowarzyszenia. I tak, jest wspomniany Dawsey, farmer i pomocnik budowlany, który opiekuje się czteroletnią dziewczynką, jest Eben Ramsey, stary pracownik lokalnej poczty, jest starsza pani, Amelia Maugery i koniec końców jest Isola Pribby, troszkę niezrównoważona młoda kobieta, która trudni się pędzeniem i sprzedażą samogonu. Do stowarzyszenia należała jeszcze niegdyś Elizabeth, z której osobą wiąże się tajemnica z czasów okupacji. Z biegiem zdarzeń poznajemy coraz więcej faktów z przeszłości, które wywarły piętno na każdym z członków tej grupy. W tym miejscu przerwę streszczanie fabuły, bo nie chcę zepsuć odbioru filmu. Przygotować się należy jednak na elementy zabawne, elementy smutne, umierającą i rodzącą się miłość, a także ludzką słabość i niegodziwość. Film śmiało można zakwalifikować jako melodramat, który zarówno wzrusza jak i pokrzepia serca.

Muszę przyznać, że nie znalazłem w tym obrazie słabych stron. Film jest piękny, a każda obejrzana minuta przynosi radość z dobrze spędzonego czasu. Wybitnym pomysłem było poprowadzenie akcji na wyspie Guernsey. Już sama historia wyspy powinna przyciągnąć do oglądania. Posiada ona status dependencji korony brytyjskiej, ale formalnie nie stanowi części Zjednoczonego Królestwa ani Unii Europejskiej. Jej zależność od korony wynika bardziej z tradycji niż z ustanowień prawnych. Kompetencje organów są podzielone pomiędzy koronę, a władze lokalne. Geograficznie i urbanistycznie to spłachetek lądu o skalistych, klifowych wybrzeżach, gdzie ulokowały się nieliczne miasteczka oraz liczne farmy rozsiane w jej środku. Choć jak się spojrzy na zdjęcia satelitarne aktualnie wszystkie założenia urbanistyczne zdają się przenikać. Wiele uroku ma tarasowa zabudowa miasta portowego Saint Peter Port. Myślę, że jeszcze piękniej wyglądała w latach ’40 ubiegłego wieku, kiedy toczyła się akcja filmu.

Film polecam gorąco odbiorcom, którzy lubią się przenieść w magiczny świat kultury, jaki żyje równolegle ze światem doczesnym. Można go trochę porównać z „Ekscentrykami”. Tam również pasja przedkładana jest nad przyziemne sprawy zwykłej egzystencji. Ktoś powie, że to zbyt cukierkowe, zbyt mało realne, że nie było miejsca na takie sprawy w odradzającej się Europie po pożodze wojennej. Nic bardziej mylnego. Człowiek zawsze łaknął kultury wyższej, a właśnie wojna poczyniła w tej materii duże jej deficyty. Miłośnikom literatury nie trzeba tłumaczyć, że może ona czynić cuda. Może nadać sens życiu tam gdzie został on zdeptany żołnierskim butem. Ten film ma magię. Ma też tą specyficzną myszkę, jaką trącą filmy o Pannie Marple czy Herkulesie Poirot, i którą bardzo lubię. Obejrzyjcie, bo warto.

Wszystkie zamieszczone w artykule fotografie to kadry z filmu udostępnionego w serwisie www.cda.pl

O filmie możemy sobie podyskutować TUTAJ